Strony

Monday, August 31, 2015

How to keep it simple?




The recipes for keeping it simple usually say: „Wear classics”. Seems like that is the key for success. All right. But what does it actually mean? 
Classic. The most undefined feature of our wardrobes. Because what is the description for „classic”? Repeating, conventional, horror of horrors! banal? How is that possibile that words that seem not very positive, define the attribute that is wanted always and everywhere?
Paradoxically, this narrow quality gives us an infinite opportunity for interpretation. For some of us, classic means black suit, for others that would be a pair of perfect denim pants. In my opinion, every season and occassion has its own terms of defining classic. Stripes, jeans, red lips; that is one of my foolproof combinations - simple enough, still not boring. Balanced. After testing such a composition, the definition of classic may be created once again. And it simply means reliable.

Najczęściej spotykany w receptach na zachowanie prostoty w ubiorze przepis: „ubieraj się klasycznie”. Czyżby właśnie to było kluczem? Ok, tylko co to znaczy? 
Klasyczny. Najbardziej niedookreślony zwrot opisujący garderobę. Bo jaka jest definicja „klasycznego”? Powtarzalny, konwencjonalny, o zgrozo! banalny? Jak to możliwe, że niekoniecznie pozytywne określenia składają się na cechę zawsze i wszędzie pożądaną?
Paradoksalnie pojęcie pozornie wąskie, daje nieograniczone możliwości interpretacyjne. I tak dla jednej z nas klasyczny będzie czarny kostium, dla innej idealne dżinsy. Ja uważam, że każda pora i okazja inaczej dyktuje składniki prostego zestawu. Paski, dżins i czerwone usta to jedno z moich „klasycznych połączeń”  – utarte, ale nie wytarte. Odpowiednio zachowawcze, jeszcze nie nudne. Zrównoważone. Po przetestowaniu takich połączeń definicja klasycznego zestawu rodzi się na nowo. Znaczy tyle co niezawodny. 












ZARA Sweatshirt
BIG STAR Jeans
ALDO Shoes
SINSAY Sunnies and Necklace


Friday, August 28, 2015

For the foodies: Grilled Bites




I think, I should've titled this post "Magic of Simplicity", however, I eventually titled it as it was planned some time ago. 
The simplest solutions are usually the best ones. And there is nothing  easier than putting some vegetables and friut on a grill, adding some mint, lemon and honey and sipping your favourite wine in the meantime. Now, when everyone fed up with all this scorching hot around, may finally feel relieved, grilling in the garden can be the hugest pleasure. In some time, the temperatures will be my finest excuse to wrap up in soft blanket, hand something warming up (preferably wine) and wait for those grilled pieces to end up on my plate. 
The best option is to run this ritual in the place that supports cleaning up your mind and getting rid of all the unnecassary thoughts. One of them was a background for these pics (see it here). 

Tak naprawdę powinnam była zatytułować ten post "Magia prostoty", ale słowo rzekło się już jakiś czas temu i są na to świadkowie, więc zostałam przy pierwotnym zamyśle. 
Najprostsze rozwiązania są często najlepsze. A nie ma nic prostszego niż wrzucenie na grilla paru kawałków warzyw czy owoców, skropienie ich sokiem z cytryny z miodem i miętą i popijaniu przy tym ulubionego wina. Właśnie teraz, kiedy wszyscy zmęczeni słońcem mogą wreszcie odetchnąć, grill w ogrodzie może być najprzyjemniejszy - już niedługo będzie można owinąć się kocem, z czymś rozgrzewającym w ręku (najlepiej winem) i czekać, aż dojrzałe, gorące warzywa trafią na talerz. 
Jeszcze lepiej, gdy można przeprowadzić taki mały rytuał w miejscu, które sprzyja oczyszczaniu umysłu ze wszystkich mącących spokój myśli - właśnie jedno z takich było tłem dla tych zdjęć (zobacz je tutaj). 





Dojrzałe gruszki / Grown pears
2 łyżki miodu / 2 spoons of honey
Sok z cytryny / Lemon juice
Świeża mięta / Fresh mint 
Camembert / Camembert cheese




Cut pears in halves, pour some lemon juice, then put some honey and sliced mint on it. Grill  the friut cut side down and change the side after a few minutes. Put the camembert on pears and wait until it melts and combines with the fruit. Et voila! 

Przekrojone gruszki wydrąż, skrop sokiem z cytryny, posmaruj miodem i posyp kawałkami mięty, następnie ułóż je na grillu przekrojoną stroną w dół. Po paru minutach zmień  stronę i ułóż camembert w wydrążonym miejscu. Poczekaj chwilę, żeby się roztopił. Voila! 


Monday, August 24, 2015

Think different...




... because sometimes it's just right to activate your inner nonconformist.















Turban bought online
H&M Shorts, Top and Bra
PARFOIS Sandals

Friday, August 21, 2015

Take some notes!


Założę się, że tekstów o zapisywaniu w kochanych Internetach znajdę od groma i jeszcze trochę, ale i tak sklecę własny. Tłumaczę sobie, że każdy z nich ma choć trochę inne grono odbiorców, a to dobrze, bo wtedy ogół czytelników znacznie się powiększa. W tym przypadku zakładam, że im więcej, tym lepiej.

Zapisywanie jest fantastycznym nawykiem – tego co usłyszymy, przeczytamy i tego, co wpadnie nam do głowy. Nie pozwala umknąć najlepszym pomysłom, zapewnia ciągły dostęp do inspiracji, pomaga zaprowadzić względny porządek myśli. Dzienniki, notesy, żółte karteczki przytwierdzone do lodówki – każdy zapisuje jak chce, co chce i ile chce. Ja zdecydowanie odmawiam rozpisywania się na temat każdego przeżytego dnia, za to zwięzłe spisanie pomysłu, cytatu czy krótkiej obserwacji – jak najbardziej. Pytanie tylko po co to robimy? 


Czy kopiowanie cytatów, sloganów, złotych myśli jest celem samym w sobie? Sens pojawia się, gdy utrwalone na papierze słowa zaczynasz wprowadzać w życie. Wracając do przeanalizowanych dziesiątki razy powiedzeń jesteś w stanie wyselekcjonować te, które najbardziej odbiły się w twojej pamięci i zaimplementować je do swojej codzienności. 

Po kolei. Po co pisać? Jest kilka niezaprzeczalnych zalet. Nic ci nie umknie, wszystko staje się bardziej klarowne, a to co niesprecyzowane w głowie, nabiera charakteru na papierze. No i nikt nie powie mi, że nie ma wpływu na charakter pisma – ktoś jeszcze zauważył, że kiedy na klawiaturze piszemy 300 znaków na minutę, na papierze tylko bazgrzemy?

Teraz ważniejsze. Jak pisać? To już w dużej mierze indywidualna kwestia. Sprecyzuj na czym ci zależy, jaki jest cel notatek, do czego mogą się przydać, jak chciałbyś je później odbierać. Bo po co robić coś bez celu? Kiedy już ustalisz powyższe kwestie, łatwo zdecydujesz czy zacząć prowadzić dziennik, czy może nosić w kieszeni mikro notes na maksymy tak samo szybko wbiegające, jak i uciekające z głowy.



Kiedy pisać? Jedna z notatek, w jednym z moich notesów głosi zaczytaną gdzieś radę na temat dopasowania pory dnia to treści wypowiedzi. Jak to? A tak, że podobno rankiem jest się bardziej otwartym, twórczym, a przeszkody zdają się nie istnieć. Natomiast wieczór to najlepsza pora na dokonanie syntezy – umysł staje się bardziej analityczny i krytyczny. Wniosek z tego taki, że tworzyć najlepiej rano, a poprawiać wieczorem. Zaciekawiło mnie to na tyle, że postanowiłam na własnym przykładzie sprawdzić tezę. Jedyny wyciągnięty przeze mnie wniosek mówi, że raz jest tak, raz tak. Tego posta piszę o północy, a czuję, że myśli biegną znacznie płynniej niż 14 godzin temu. Poprawiać spróbuję rano.

A teraz najprzyjemniejszy element całego procesu. Po pewnym czasie czytaj co zapisałeś. Bez pośpiechu. Znajdź chwilę, którą poświęcisz tylko na to, żeby racjonalnie ocenić treść. Jeśli nigdy wcześniej nie prowadziłeś dziennika, może spotkać cię niemały szok, kiedy po raz pierwszy zetkniesz się ze swoimi wypocinami jako czytelnik (niekoniecznie negatywny, nie gwarantuję, że pozytywny). Jeśli tak jak ja, ograniczasz zapiski do cytatów i pomysłów, wracaj do nich, ulepszaj, dopisuj, koryguj. Pamiętaj, że kilka słów zajmujących tę cenną przestrzeń w twoim notesie, nie zawsze musi zamienić się w rzeczywistość. Czego nauczyło mnie pisanie tych paru postów od czasu do czasu to, że jeśli czujesz, że nie pociągniesz danej myśli w sposób, jaki chciałeś to zrobić, nie próbuj na siłę. Skreśl ile trzeba, zacznij od nowa. Często świeża kartka, to świeża głowa. Pamiętaj, że nic nie wybaczy ci tyle, co papier. Skorzystaj z tego.



PS. Korekta a propos pory dnia; wieczorem selekcja jest znacznie prostsza. Wyrzucanie z tekstu niepotrzebnych linijek tekstu czy zdjęć to teraz pestka. Rano było mi szkoda każdego z nich. Dajcie znać, która pora jest dla Was najlepsza!

Thursday, August 06, 2015

Second Skin





I've been fighting with the text for this post for so long that I eventually created a new one. I think it'll be next to publish. 
This time the pics have to speak for themselves. I will only add that in my opinion there's no better choice than one piece for the heat. Nothing else.
 And no, that day I wasn't dying because of the temperature. Today, I would probably faint right after I left home. And now, let's go sunbathing! 


Tak długo męczyłam tekst do tego posta, że w końcu wyszedł z niego zupełnie inny wpis. Myślę, że pojawi się jako następny. 
Tym razem zdjęcia muszą mówić za siebie. Ja powiem tylko, że jednoczęściowa garderoba latem to najlepszy wybór. Bezapelacyjnie.
I nie, wtedy jeszcze nie gotowałam się w tej sukience. Dziś, jestem pewna, mdlałabym zaraz po wyjściu z domu. A teraz wszyscy idziemy się opalać, raz, raz! 










RESERVED Dress
SINSAY Sunnies
ADIDAS SUPERSTAR Shoes