Images via
Google Images and Instagram
Coming back to the most
prosaic of the blog’s content – CLOTHES!!!
Yeah, I guess all have those little
habits or customs. I have using the Garamond
font and pouring some milk to my coffee almost every time and when it comes to
garments I have two pieces my life would be quite sad without. And it’s
becoming one of those little rituals I practice every time I get back home;
Nike running leggings I’d like to never take off and SWEATERS! All of them.
I do realize it may sound not
much like the chicest outfit you can imagine but let’s put it clear; there are
some priorities. And feeling like being hugged by a panda bear is definitly on
the top of hierarchy. And that is exactly what a proper sweater can offer you. Not
an artificial, poliester one; wearing those can be usually comparable with
wrapping yourself with a piece of barbed wire. A nice woolen or cashmere one
(yes, genuine cashmere, some day I’ll get you!). If you treat it right, it will
provide you with a level of comfort and bliss that no other garment can
deliver. Trust me.
I’m pretty sure not so long
ago I wrote something very similar to this but it only shows how powerful my
adoration is. Cause tell me; is there anything more pleasant than coming back home,
taking off the clothes you’ve been torturing yourself with for whole day and putting
on the coziest of clothes? It’s like a little panda
was waiting by your door to grab you with his furry arms and say ‘I missed you’. Think of this: the rain starts on your way back home,
you get really soaked off before getting there and then, finally, it’s time for
a hot shower, some nice smelling body balm and wrapping yourself with a little woolen
piece of heaven. It’s a definition of paradise, wouldn’t you agree?
Wróćmy
na trochę do najbanalniejszego z tematów – CIUCHÓW!!!
Mam
kilka małych przyzwyczajeń. Zakładam, że każdy ma. Takie bzdety jak
automatyczne przestawianie czcionki z domyślnej na Garamond, kiedy mam coś
napisać i dolewanie mleka do kawy. Mam też kilka jeśli chodzi o ubrania. Od
pewnego czasu, po przyjściu do domu biegnę po ubrania, bez których życie byłoby
możliwe, ale znacznie smutniejsze – legginsy Nike do biegania i SWETRY!!! Wszystkie!
To
nie brzmi jak najszykowniejszy zestaw, o jakim można pomyśleć i doceńcie, że
zdaję sobie z tego sprawę, ale umówmy się – są pewne priorytety. Poczucie się,
jakby przytulała nas mała panda jest na samym szczycie w tej hierarchii, a to dokładnie
to, co może zaoferować nam odpowiedni sweter. Niekoniecznie poliestrowy, bo te
często zapewniają doznania porównywalne z owinięciem się drutem kolczastym, ale
wełniany czy kaszmirowy (tak, prawdziwy kaszmirze, kiedyś w końcu cię dorwę!).
Wierzcie mi, że jeśli traktujecie sweter odpowiednio (czyt. z miłością i
troską), on odwdzięczy się zapewnieniem Wam komfortu, ciepła i
wszechogarniającej błogości. Po prostu bajka.
Jestem
prawie pewna, że nie tak dawno pisałam coś dość podobnego, ale to chyba
świadczy o tym, jak silne jest moje uwielbienie dla wełny. W sumie sami
powiedzcie; jest coś przyjemniejszego niż wrócenie do domu, zrzucenie ubrań, w
których trzeba było męczyć się większość dnia i w końcu wbicie się w sweter?
Przecież to tak, jakby mała panda rozpościerała przed nami ramiona przy samym
wejściu do domu! Albo wyobraźcie sobie to: łapie Cię deszcz, wracasz
przemoknięta, pierwsze co, biegniesz pod gorący prysznic, wybierasz jakiś
pachnący balsam do ciała, a na koniec owijasz się wełną. Nie zgodzisz się, że
to jak definicja nieba?
No comments:
Post a Comment