Raz, czasem dwa razy w roku dopada mnie ochota
na filmowe maratony. Jestem wtedy przygwożdżona do łóżka i nieustannie myślę o
tym, co włączę w następnej kolejności. Zwykle dzieje się to kiedy stres opada i
następuje nagłe rozluźnienie, mam chwilę wolnego czasu, a odkładanie obowiązków
na bok nie budzi wyrzutów sumienia. No, może nie aż tak solidnych jak zazwyczaj.
Co ciekawe, często zbiega się to z sezonem oscarowym (a to niespodzianka!).
Taki był właśnie ostatni weekend – czysty relaks i rankingi na filmwebie.
Pobłażanie sobie w najczystszej postaci. Te dwa dni przypomniały mi o dawno
zapomnianym postanowieniu, którego tym razem mam zamiar trzymać się zdecydowanie dłużej – minimum jeden nowy film w tygodniu (lista ‘do obejrzenia’
wydłuża się). Zostawiam Was z opisami czterech produkcji, które obejrzałam w ciągu
ostatnich dni (w jednym przypadku – tygodni). Mamy sezon filmowy w pełni – może
znajdziecie coś dla siebie, na jeszcze chłodny wieczór.