„Kolejna książka paryżanek o
paryskości” – to pomyślałam, kiedy w zeszłym roku usłyszałam o „Bądź paryżanką…”
i postanowiłam wyprzeć ze świadomości fakt, że nagle wszyscy chcą być bardziej
francuscy, niż Francuzi. Co się zmieniło od tego czasu? A to, że wyszła książka
Garance Dore, względem której moje uczucia to już chyba miłość. Skoro jej się
udało przygotować (celowo piszę przygotować, bo „napisanie” książki, gdzie
cytaty i zdjęcia pełnią rolę równie istotną, jak teksty autorki, to określenie
zarówno niepełne, jak i trochę na wyrost) książkę przemawiającą do tysięcy
kobiet, prostą w przekazie, momentami dobitną (w najpozytywniejszym ze znaczeń),
to może pora zrewidować poglądy i dać szansę też kolejnej? W związku z tym,
widząc ją w Empiku, rączka sama powędrowała w jej kierunku (tym bardziej, że
zdążyłam poczytać kilka opinii – od ekstremalnie pochlebnych, po te, że „’paryżanka’
nie zachwyca” i bardzo chciałam sama przekonać się o co chodzi). I co się
okazało?
Zdaje się, że paryżanka jest w
gruncie rzeczy dramatycznie wręcz romantyczna. Nie w oklepanym znaczeniu –
przecież to feministka, nieugięcie walcząca o równość! – ale w znaczeniu werterowskim,
trochę cierpiąca, melancholijna, radząca sobie z ciężkim losem. Jednocześnie
nikt, tak jak ona nie potrafi docenić prostej przyjemności siedzenia na ławce
przed domem, wystawiając twarz do słońca czy zjedzenia bagietki obserwując
przechodniów.
Co jest sekretem tej książki,
a zatem całej, mitycznej już paryskości? Jak dla mnie, to upraszczanie. Nie sil
się, nie komplikuj, kieruj się prostotą. Znajdź przyjemność w trywialnych czynnościach,
nie zapominaj o sobie na co dzień. To nie znaczy, że masz rezygnować z marzeń
czy planów. Po prostu planując podróż życia, zaciągaj się zapachem nowej
książki i ciesz nim.
Piszą o kwestiach miłości,
nagości, ale też ubrań czy jedzenia. Feminizm i kurtuazja? Autorki udowadniają,
że nie wykluczają się, a uzupełniają. Uczą jak być niezależną, jednocześnie
ciesząc się z bycia u czyjegoś boku. Przygotowanie przyjęcia, sposób w jaki
traktujesz swoje ciało? Tak, o tym wszystkim wspominają. I radzą - rób spektakl
ze zwykłych czynności, ale nie rób teatru ze swojego życia. Kochaj
najbliższych, ale nie zapominaj o związku z samą sobą. Nie myśl o tym jak o
sprzecznościach – układaj swoje życie po swojemu. Uczą doceniać samotność,
granatowe sweterki, czerń i rytuały pielęgnacyjne przekazane przez mamy czy
babcie. Nie mówią jak pokochać swoje niedoskonałości, bo wierzą, że silne
kobiety już to wiedzą. Raczej delikatnie nam o tym przypominają.
Kobietom łatwo znaleźć w tych
tekstach kilka swoich cech. W moim przypadku, na przykład bycie nieznośną. Albo
to, że one kupują drogie buty i nigdy ich nie pastują, a ja kupuję skórzane,
wytłaczane we wzory zakładki do książek, mimo to, czytając tą, zakładałam ją
paragonem z drogerii.
To taka książka na godzinę czy
dwie wieczorem (dosłownie!) plus trochę przemyśleń, gdzie zdjęcia mówią prawie
tyle samo, co teksty. Zawiera konkrety (dla mnie idealnie), bez zbędnego
rozwlekania. Kawa na ławę, i tłumaczenia ograniczone do minimum.
Jak zbiór rad od najlepszej
przyjaciółki.
„Bądź paryżanką, gdziekolwiek jesteś”, Empik
‘How
to be Parisian wherever you are’
„Another
book about how to be Parisian, written by Parisians” – exactly what I thought when
I first heard of it last year and decided to erase from my head the fact that
for a while everyone had wanted to be more french than French. It’s been a year
and by that time I had a chance to read Garance Dore’s ‘Love x Style x Life’ and change my mind about ‘the french
thing’. I stated that if my feelings for Garance and her book can be described
as love, I could give a chance to another one. That’s how I decided to buy „How
to be Parisian wherever you are”. And how did it turn out?
The
Parisian seems to be dramatically romantic. Not popular meaning – don’t forget
she’s a feminist who strongly fights for equality of genders! More Werther
style – a bit in pain, melancholic, dealing with her hard life. On the other
hand, no one else can enjoy the simple pleasure of sitting on a bench, while
feeling the sun rays on her face and eating a baguette.
What
is the secret of the book and, eventually, this whole mythical ‘french thing’?
In my opinion, making it easy. Don’t complicate, don’t try to hard, follow the
simplicity. Find pleasure in some trivial activities, don’t forget about
yourself. It doesn’t mean you should
give up on your plans. Just try to enjoy the smell of a new book, while
thinking of your dream journey.
The
authors write about love, nudity, clothes, food. Bigger stuff, trivial stuff,
whole range. Feminism and chivalry? Yeah, they don’t eliminate each other but
fulfill. They teach you how to be independent while living by someone’s side.
Throwing a party, the way you treat your body? Yeah, they consider all of that
and more. And give advices – make a spectacl out of simple activities, however,
don’t make a theater out of your life. Love your favourite persons but never
forget about yourself. These are not contradictions – just live your life the
way you want to. They teach to appreciate solitude, black, navy blue sweaters
ans beauty rituals our mothers told us about. And to love our imperfections.
Women
who read it can easily find their own characteristics in the book. For example,
I found my being unbearable. Or the fact the Parisians buy shoes they can barely
afford and never have them polished. I buy leather bookmarks and still marked
this one with a drugstore receipt.
It’s a book for an evening; an hour
or two (literally) and some time for analysis. The pictures say as much as the
lyrics. It’s filled with concretes (personally, I love it) and not many unnecessary
explanations. Mainly specifics. Like a bunch of advices from your best friend.
No comments:
Post a Comment