Strony

Monday, July 27, 2015

Everyday Playlist

Image via Google Images

Moja codzienna playlista, ta, która towarzyszy mi w drodze do pracy, w tramwaju, czasami podczas biegania, zamyka się w mniej więcej stu pozycjach. Chociaż nie. „Mniej więcej sto” to liczba piosenek na moim telefonie. Te, których rzeczywiście słucham to ok. 5-6 pozycji, zmieniających się co kilka dni, czasem tygodni (od jakiegoś czasu jest to 8, co jest zaskakująco wysoką liczbą w tym zestawieniu). Dlaczego tak jest? Bo żeby utwór, którego słucham sprawiał prawdziwą przyjemność muszę się w nim naprawdę zakochać. Niekoniecznie od pierwszego słyszenia (tutaj najważniejsza jest zasada „trzech słuchań” – jeśli po trzecim razie ciągle nic, to już się nie polubimy). Dlaczego snuję tyle rozważań na temat tak błahego tematu, jakim jest codzienna playlista?  Bo w moim przypadku muzyka to jedna z absolutnie największych przyjemności, a żeby codzienność cieszyła, trzeba o nie dbać.  

U mnie droga do znalezienia właściwych gatunków była bardzo długa, a ciągle nie dotarłam do mety, chociaż muzyka nie wydaje się być dziedziną, gdzie meta jest pożądanym stanem – będzie nim  raczej permanentne odkrywanie.  Najlepszym przykładem na to będzie stosowanie zwrotu „ulubiony zespół”. Jeszcze w szkole używany przeze mnie raz po raz, w kilkudniowych odstępach odnoszący się do kompletnie różnych formacji. Następnie zupełnie wyrzucony z mojego słownika. Ostatnimi czasy, trochę naruszając swoją powściągliwość w stosowaniu tego nad wyraz radykalnego określenia, zdecydowałam, że Alt-J , M83 i Florence + the Machine zasłużyły na to miano. Jakie było kryterium? Nie było. Po prostu stwierdziłam, że w przypadku, gdy znasz grupę od pewnego już czasu, a ona nie przestaje cię zaskakiwać, wzbudzać emocji, a czasem poruszać to wiedz, że coś jest na rzeczy. Jeśli chodzi o gatunki niezawodna pod tym względem jest też muzyka filmowa – idealny kompromis między klasyką i muzyką popularną. Co bardzo mnie cieszy, od jakiegoś czasu fantastyczne kompozycje powstają jako soundtracki nie tylko do filmów, ale i do gier (moi absolutni faworyci w tej kategorii to duet Two Steps from Hell).


Muzyka potrafi w ciągu chwili kompletnie zmienić nastrój czy wywołać emocje - to nie to samo co w przypadku filmu, bo tutaj nie utożsamiamy ich z losami bohaterów. W filmach podkładana jest po to, żeby wskazać odbiorcy jak powinien się czuć oglądając dany fragment. Jest masa scen, które widz mógłby prawdopodobnie zinterpretować dwojako albo zupełnie opacznie, gdyby nie podkład, który dokładnie wskazuje na jaki emocjonalny tor powinniśmy się kierować. Innym narzędziem jest nagłe odcięcie odbiorcy od muzyki  – martwa cisza, dźwięk „ogłuszenia” czy raptowna zmiana utworu i mózg wariuje. W „Szczękach” wystarczyły dwie naprzemiennie grane nuty, żeby stworzyć stan grozy i napięcia. Myślicie, że to mało? Przypomnijcie sobie, że w scenie pod prysznicem z „Psychozy” wystarczyła jedna.


W poście o luksusie jakiś czas temu pisałam, co dla mnie ukrywa się pod tym pojęciem. Mogę z absolutnym przekonaniem dodać do tej listy parę minut ze słuchawkami na uszach, skupiając na tym całą swoją uwagę – najlepszy sposób na oczyszczenie głowy ze zbędnych myśli, idealny stan do wpadania na genialne pomysły. Nie od dziś wiadomo, że muzyka służy nam za źródło energii, spokoju, inspiracji – każdemu według potrzeb. Też spróbuj. Nie słuchaj czego popadnie, byleby tylko coś zwalczało ciszę. Playlista powinna być zadbana – tylko wtedy będzie naprawdę odpowiadać twojemu charakterowi i prawdziwym potrzebom ucha. Próbuj, słuchaj, selekcjonuj. Wybieraj gatunki i pojedyncze utwory, które odpowiadają twojemu gustowi, nie zamykaj się przy tym na nowości. Folder z muzyką powinien być jak szafa – trzymaj tam tylko to, czego naprawdę potrzebujesz, to z czym ci dobrze, czego często używasz i sukcesywnie uzupełniaj go o nowe niezbędniki. Utwórz sobie w stu procentach spersonalizowaną playlistę, uwzględniając tylko swoje preferencje i wyciśnij z niej ile się da.



Wednesday, July 01, 2015

Boho shirt



Despite this whole shuffle and confusion of recent weeks, I finally found some time for a new post. Something tells me my way of organizing the time needs a serious reform. I'm leaving you with new pictures (and do believe me - this kind of shirt was the best thing that happened to me during these scorching hot days) and I'm going to revolutionise my daily routines. Have a lovely day! 

W całym zamieszaniu ostatnich tygodni, w końcu znalazłam parę chwil na nowy post. Coś mi mówi, że mój sposób organizacji i gospodarowania czasem będzie musiał ulec poważnej reformie. Póki co, zostawiam Was z nowymi zdjęciami (i wierzci mi, że taka przewiewna bawełniana bluzka to najlepsze co mnie spotkało podczas upałów), a sama zabieram się za rewolucjonizowanie mojego planu pracy. Miłego dnia!









Second hand Shirt and Shoes 
LEVI'S Jeans
SINSAY Golden Bracelet