Mam deja vu. Mniej więcej o tej porze, w
zeszłym roku zbierałam się do napisania posta o skandynawskich kryminałach.
Dość opornie wtedy mi to szło i pamiętam ogrom ulgi, jaką odczułam, kiedy
dobrnęłam do ostatniego zdania. Pamiętam też, że cała ta szarość za oknem
zdawała mi się być odpowiednim klimatem do publikowania posta o książkach, do
tego w większości dość ponurych (ale bardzo wciągających). Teraz mam podobnie.
Im gęściej mży za oknem, tym kocyk i kryminał wydają się właściwszym
rozwiązaniem (zaczynam rozumieć cały ten fenomen jesiennych zdjęć rodem z
Pinteresta, wiecie, herbatka, kocyk, liście klonu na dywanie, książki, parapecik,
te klimaty), a to z kolei nakazuje znowu wrzucić coś z dopiskiem „Złowroga
Ostryga poleca”. Zostawiam Was więc z kolejnymi trzema tytułami.
I’m having a deja vu. Last year, around this time, I
was going to start writing a post about Scandinavian crime stories. I remember
it was really hard for me to get the flow and the relief I felt when I finally
finished the note. I also remember that whole that grey aura outside seemed to
be a very proper atmosphere for publishing a post about books (not very
cheerful ones to be honest, very captivating though). This is exactly how I
find it right now. The more heavily it
rains, the more I find blankets and books a right choice. I’m starting to
understand the phenomenon of all those fall pictures from Pinterest, you know,
hot tea, warm snuggie, maple leaves on a rug and books. All these factors made
me feel like I needed to recommend you some goodies again and here they are;
three books for autumn evenings: “The Martian” by Andy Weir, “The Bat” by Joe
Nesbo and “Lesio” by Polish author Joanna Chmielewska. Enjoy!
Jo
Nesbo „Człowiek nietoperz”
Tę serię zaczęłam od przeczytania drugiej
części, czyli „Karaluchów”. Zupełnie nie wiedziałam za co się biorę,
potrzebowałam akurat książki do pociągu, więc kupiłam tę, bo słyszałam
wcześniej kilka pochlebnych słów o Nesbo. Zaczęłam czytać, zakochałam się zupełnie
i przepadłam. Po kilku miesiącach przyszła pora na początek sagi – „Człowieka
nietoperza”.
Mamy detektywa Harry’ego Hole, takiego z
problemami i raczej chłodnym podejściem do sprawy, dla którego wszelkie
zaangażowanie zdecydowanie nie znajduje się na szczycie listy priorytetów. Hole
ma za to intuicję (albo po prostu wiele doświadczeń) i logicznie myśli. W
Norwegii miał sporo zawirowań, z których mentalnie nie do końca się jeszcze
wyplątał, ale dostał szansę, bo nie tylko w jego interesie jest, żeby jego
historia została poufna. Teraz trafia do Australii, z powodu morderstwa młodej,
jasnowłosej Norweżki. Szybko pojawiają się: wielki Aborygen, drag queen,
cyrkowa trupa i rudowłosa Szwedka, a Hole odnajduje w policyjnym archiwum
pewien schemat i kilka niewygodnych powiązań.
Fabuła jest jak zbiór sinusoid. Nastroje
bohaterów skrajnie się wahają, postępy w śledztwie pojawiają się szybko, żeby
jeszcze szybciej zniknąć, a wątki gęsto się ze sobą przeplatają. Są nowi
bohaterowie, mylne tropy, dużo wodzenia za nos i jeszcze kilka morderstw. Autor
nie zna litości, kiedy chodzi o uśmiercanie bohaterów. Ja mam już nauczkę, żeby
do żadnego z nich za bardzo się nie przywiązywać.
Nesbo nie można odebrać trzymania czytelnika w
napięciu ani fantazji. Tutaj morderstwa nie są konsekwencją strzelaniny czy
wypadku. Wydarzenia rzadko daje się przewidzieć, za to, czytając więcej, niż
jedną książkę z serii, można zaobserwować jak wpływają one na usposobienie i
charakter głównego bohatera.
Powieści Nesbo to kryminały – nie są radosne i
optymistyczne, a treść bywa ciężka, jednak zdecydowanie nie jest zbyt ciężko
napisana. Cała historia jest spójna, zamknięta w pewnych ramach i bardzo,
bardzo wciągająca.
Andy
Weir „Marsjanin”
Najpierw obejrzałam film. Książka wpadła mi w
ręce dopiero długo po tym, a ja nie bardzo lubię historie, o których wiem, jak
będą się rozwijały. Wiedziałam już, że załoga Aresa poleciała na Marsa. Wiedziałam,
że na miejscu przyszła burza, a w konsekwencji jeden z członków misji, Mark
Watney, został na planecie, kiedy reszta się ewakuowała, bo nikt nie sądził, że
facet przebity anteną mógł przeżyć. A przeżył. I został sam w kosmosie na kilka
lat, w trochę porządniejszym namiocie, z zapasem żywności na mniej niż rok.
Wszystko to już wiedziałam i wiecie co? Niesamowicie się cieszę, że
przeczytałam tę książkę.
Nie jest odkryciem, że sfilmowane powieści to
zazwyczaj mocno okrojone i uproszczone wersje często genialnych fabuł. Tu było
podobnie. Film nie był powalający, ale zawierał kluczowy element, dzięki
któremu obejrzałam go w całości z mniejszą lub większą przyjemnością – poczucie
humoru głównego bohatera, a tego w książce było nieporównywalnie więcej, niż w
ekranizacji. Ludzie w autobusach dziwnie na mnie patrzyli, kiedy próbowałam się
nie śmiać na głos, ale średnio mi wychodziło (prawie jak wtedy, gdy czytam w
komunikacji miejskiej Clarksona).
Watney przez całą książkę ma naprawdę pod
górkę, a, jak sam stwierdza, „cholerna planeta postanowiła mu dokopać”, jednak
on i „cała masa mądrych ludzi z NASA” ciężko pracują, żeby sprowadzić go żywego
na Ziemię i utrzymać przy życiu do tego czasu. Nie pomyślałabym wcześniej, że
książka o botaniku, który utknął w kosmosie może być tak wciągająca. Do tego
bardzo inteligentnie napisana i zgrabnie przeplatająca wątki Watneya, tego co
działo się w tym samym czasie w siedzibie NASA i u załogi wracającej do domu.
Jest jedna rzecz, która może zniechęcić
czytelnika na samym początku – masa naukowego słownictwa. Opisy reakcji, stanu
technicznego sprzętu i czynności, o których nikt poza astronautami nie słyszał.
Momentami ciężko było przebrnąć przez tekst, z drugiej strony, takie opisy
dodały książce sporej dawki autentyczności. Wszystko stało się prostsze w
momencie, kiedy odpuściłam sobie próby zrozumienia o co tak naprawdę chodzi w
zdaniu. Nic nie straciłam, bo ogólny sens jest jasny i zrozumiały, a całość
naprawę ciekawa. Bardzo, bardzo polecam.
Joanna
Chmielewska „Lesio”
To była czwarta powieść Chmielewskiej, którą
przeczytałam, a pierwsza, w której główną bohaterką nie jest Joanna. Kto z Was
miał przyjemność zetknąć się z którąś z książek Chmielewskiej, wie, że chodzi o
roztrzepaną i diabelnie inteligentną bohaterkę większości jej powieści, której
losy składają się na zaprzeczenie słowa „normalny”. Celowo użyłam słowa
„przyjemność”, bo opisane historie są lekkie, bardzo nieoczywiste i
naszpikowane zwrotami akcji. Co prawda, zazwyczaj zawierają jakieś morderstwo (albo
kilka), ale czytając, można odnieść wrażenie, że ogląda się odcinek „Jasia
Fasoli”.
Trochę tak było z Lesiem – architektem, którego
historia rozpoczyna się od chęci dokonania zabójstwa. Lesio to niezwykle zdolny
(i bardzo uczuciowy) artysta, którego oznaki obłędu przyprawiają o takowy
kolejnych współpracowników. W przedmowie autorka zaznaczyła, że to prawdziwa
postać, która czynów z książki nie dokonała, jednak do każdego z nich z
pewnością byłaby zdolna.
Początkowo fabuła skupia się wokół perypetii
głównego bohatera, stopniowo rozszerzając się i obejmując kolejne postaci –
architektów z pracowni Lesia czy jego rodzinę. Historia podzielona jest na
części, z których każda ma zupełnie inny wydźwięk, a ostatnią można by określić
jako czysto przygodową, jednak są też wątki, które ciągną się od początku do
końca, jak choćby rozwój (lub wręcz przeciwnie) kariery Lesia czy też jego
niesłabnące uczucia do współpracowniczki.
Przez pierwsze 50 stron nie byłam przekonana –
Lesio wydawał mi się straszną ofermą, liczyłam na morderstwo na pierwszych
stronach, po czym się zawiodłam, a całość wydawała się mocno nie dla mnie.
Pamiętałam jednak, że już dwie osoby przekonywały mnie, że będzie lepiej. No i
było. Historie z książki momentami są tak absurdalne, że ciężko się oderwać.
Nie powiem, że to moja ulubiona książka
Chmielewskiej (do tej pory jest nią „Krokodyl z kraju Karoliny”), ale czyta się
przyjemnie i z pewnością dostarcza rozrywki. Akcja nie zwalnia, a całość jest
pogodna i bardzo żywa. Rewelacyjnie pokazuje, że granice ludzkiej pomysłowości
nie istnieją.
Teraz pora na Was. Jakieś rekomendacje?
♥
ReplyDelete:)
DeleteCudowne zdjęcia, aż się chce zacząć czytać książkę :) Książki "Marsjanin" jeszcze nie czytałam, ale film bardzo bardzo polecam.
ReplyDeleteDziękuję, cieszę się, że zdjęcia się podobały :) A jeśli film był w Twoim guście, to tym bardziej polecam książkę - jest dużo, dużo bogatsza, a w takim samym, lekkim klimacie ;)
Delete