Środę spędziłam w Warszawie. To była szybka
decyzja, bo od wpadnięcia na pomysł wyjazdu do kupienia biletów wstępu i na
samolot minęło może 15 minut. Plan obejmował jakieś 12 godzin – poranne
zwiedzanie i parę wolniejszych godzin w centrum. Prosto z lotniska pojechaliśmy
do Śródmieścia, a po szybkiej kawie, do Muzeum Powstania Warszawskiego, żeby stamtąd,
parę godzin później złapać metro do Kopernika. Popołudniu, idąc już w stronę
Nowego Światu, zahaczyliśmy o BUW – zdecydowanie jeden z moich ulubionych
warszawskich budynków. Jest piękny z zewnątrz, w dużej mierze porośnięty
bluszczem, ze ścianami ozdobionymi symbolami nauk i przepięknym wnętrzem
(dosłownie i w przenośni). Pierwszy raz udało mi się wejść do górnych ogrodów na
dachu biblioteki, jednak cała wizyta trwała kilka minut, gdyż „przemiły” pan
ochroniarz szybko nas pożegnał, informując, że od 1 listopada wejście na górę
jest niedostępne, a dolne ogrody zamykane są o 15.00. Dwie godziny później, po
kolacji w restauracji, gdzie pewien postawny Włoch pokrzykuje niezależnie od
tego czy wskazuje gościom miejsca, czy dziękuje za wizytę, dotarliśmy do
ostatniego przystanku – cukierni A. Blikle na Nowym Świecie.
Pączki były dobre (miały bardzo smaczne ciasto),
rogal z białym makiem świetny, ale to, co naprawdę mnie zachwyciło, to wnętrze.
Jest trochę old schoolowe, trochę
surowe, proste, ale stylowe. Ściany obite są ciemną boazerią, ozdobione wielkimi
rodzinnymi zdjęciami, powieszonymi za ladą w równych odstępach, a w rogach
stoją delikatne krzesła i stoliki. Obok cukierni znajduje się restauracja pod takim
samym szyldem. Tam ściany mają ciemnozielony, butelkowy kolor, a meble i
boazeria głęboki, mahoniowy odcień. Wszystko ma klimat biblioteki amerykańskiego
uniwersytetu albo starego gabinetu. Cukiernia klimatem odpowiada bardziej
francuskiej kawiarni 60 lat temu.
I spent entire Wednesday in Warsaw. It was a quick
decision; it had been no more than 15 minutes from having an idea of a one day
trip to buying the plane tickets. The plan included 12 hours of sightseeing and
a few lazy hours in the afternoon. We headed to the city center straight from
the airport, had coffee and went to The Warsaw Rising Museum. Our next stop, a
few hours later was Center of Science Kopernik. In the afternoon, when we were
heading toward Nowy Świat Street, we had a quick stop at the Library of the
University of Warsaw; one of my favorite buildings in the city. It’s beautiful
outside with its walls covered with ivy and symbols of sciences engraved on them. Plus, it hides all
the knowledge which is even greater aspect of its beauty. For the first time, I
had a chance to visit the gardens on the roof of the library, however, it was
only a few minutes before a security man instructed us to leave. The upper
gardens got closed on November 1st and won’t be open for the
visitors until spring and the lower ones get closed at 3 p.m. every day. Two hours
later, after having a diner in a restaurant where a tall Italian screams a
littler weather it’s about where to sit or saying goodbye to the guests, we reached
the final point of our trip; A. Blikle café and bakery.
Donuts were really good
(the dough was so tasty), white poppy seeds twirl bun was delicious but what
really amazed me was the interior of that place. It was a little bit rough, a
little bit old school, simple and very stylish. The walls are partially covered
with dark, wooden paneling and decorated with large family pictures hanged
behind the counter and there are delicate chairs and coffee tables in the
corners. Next to the café, there is a A. Blikle restaurant. The walls there are
deeply green and the paneling is in a color of dark mahogany. It all makes the
place look like a library of a university or an old study. The bakery looks
more like a Parisian café 60 years ago.
Nie wyobrażam sobie na podróż założyć butów na
obcasie, dlatego długie kozaki były dość oczywistym wyborem. Podobnie golf (nie
ma lepszej ochrony przed wiatrem) i płaszczyk, chociaż dziś prędzej sięgnęłabym
po puchówkę. No i wielki szal. Z tym bordowym ostatnio się nie rozstaję (mam go na ramionach nawet teraz).
Nie tylko grzeje, ale też fantastycznie zastępuje koc albo poduszkę w pociągu
czy samolocie. A jeśli chodzi o aksamitkę pod szyją, to więcej dowiecie się w tym poście.
I cannot imagine wearing high heels while travelling,
so the overknee boots were a pretty obvious choice. So was the turtleneck
(there’s no better protection from the wind) and grey coat, however, I’d
probably choose something like a down jacket since the temperatures got lower
these days. Plus a large scarf. Recently,
I wear one all the time (actually, I’m having it on my arms right now). It not
only gives heat but also replaces a blanket or a pillow on a plane or a train. When
it comes to the velvet ribbon, you can find out more in this post.
Płaszcz / Coat – MARKS & SPENCER
Golf / Turtleneck – Second Hand
Sukienka / Dress – H&M
Aksamitka / Velvet Ribbon – Dry Goods Store
Zegarek
/ Watch – Vintage OMEGA
No comments:
Post a Comment