Strony

Friday, November 04, 2016

Autumn outfit in Warsaw


Środę spędziłam w Warszawie. To była szybka decyzja, bo od wpadnięcia na pomysł wyjazdu do kupienia biletów wstępu i na samolot minęło może 15 minut. Plan obejmował jakieś 12 godzin – poranne zwiedzanie i parę wolniejszych godzin w centrum. Prosto z lotniska pojechaliśmy do Śródmieścia, a po szybkiej kawie, do Muzeum Powstania Warszawskiego, żeby stamtąd, parę godzin później złapać metro do Kopernika. Popołudniu, idąc już w stronę Nowego Światu, zahaczyliśmy o BUW – zdecydowanie jeden z moich ulubionych warszawskich budynków. Jest piękny z zewnątrz, w dużej mierze porośnięty bluszczem, ze ścianami ozdobionymi symbolami nauk i przepięknym wnętrzem (dosłownie i w przenośni). Pierwszy raz udało mi się wejść do górnych ogrodów na dachu biblioteki, jednak cała wizyta trwała kilka minut, gdyż „przemiły” pan ochroniarz szybko nas pożegnał, informując, że od 1 listopada wejście na górę jest niedostępne, a dolne ogrody zamykane są o 15.00. Dwie godziny później, po kolacji w restauracji, gdzie pewien postawny Włoch pokrzykuje niezależnie od tego czy wskazuje gościom miejsca, czy dziękuje za wizytę, dotarliśmy do ostatniego przystanku – cukierni A. Blikle na Nowym Świecie.

Pączki były dobre (miały bardzo smaczne ciasto), rogal z białym makiem świetny, ale to, co naprawdę mnie zachwyciło, to wnętrze. Jest trochę old schoolowe, trochę surowe, proste, ale stylowe. Ściany obite są ciemną boazerią, ozdobione wielkimi rodzinnymi zdjęciami, powieszonymi za ladą w równych odstępach, a w rogach stoją delikatne krzesła i stoliki. Obok cukierni znajduje się restauracja pod takim samym szyldem. Tam ściany mają ciemnozielony, butelkowy kolor, a meble i boazeria głęboki, mahoniowy odcień. Wszystko ma klimat biblioteki amerykańskiego uniwersytetu albo starego gabinetu. Cukiernia klimatem odpowiada bardziej francuskiej kawiarni 60 lat temu.


I spent entire Wednesday in Warsaw. It was a quick decision; it had been no more than 15 minutes from having an idea of a one day trip to buying the plane tickets. The plan included 12 hours of sightseeing and a few lazy hours in the afternoon. We headed to the city center straight from the airport, had coffee and went to The Warsaw Rising Museum. Our next stop, a few hours later was Center of Science Kopernik. In the afternoon, when we were heading toward Nowy Świat Street, we had a quick stop at the Library of the University of Warsaw; one of my favorite buildings in the city. It’s beautiful outside with its walls covered with ivy and symbols of  sciences engraved on them. Plus, it hides all the knowledge which is even greater aspect of its beauty. For the first time, I had a chance to visit the gardens on the roof of the library, however, it was only a few minutes before a security man instructed us to leave. The upper gardens got closed on November 1st and won’t be open for the visitors until spring and the lower ones get closed at 3 p.m. every day. Two hours later, after having a diner in a restaurant where a tall Italian screams a littler weather it’s about where to sit or saying goodbye to the guests, we reached the final point of our trip; A. Blikle café and bakery. 

Donuts were really good (the dough was so tasty), white poppy seeds twirl bun was delicious but what really amazed me was the interior of that place. It was a little bit rough, a little bit old school, simple and very stylish. The walls are partially covered with dark, wooden paneling and decorated with large family pictures hanged behind the counter and there are delicate chairs and coffee tables in the corners. Next to the café, there is a A. Blikle restaurant. The walls there are deeply green and the paneling is in a color of dark mahogany. It all makes the place look like a library of a university or an old study. The bakery looks more like a Parisian café 60 years ago. 


Nie wyobrażam sobie na podróż założyć butów na obcasie, dlatego długie kozaki były dość oczywistym wyborem. Podobnie golf (nie ma lepszej ochrony przed wiatrem) i płaszczyk, chociaż dziś prędzej sięgnęłabym po puchówkę. No i wielki szal. Z tym bordowym ostatnio się  nie rozstaję (mam go na ramionach nawet teraz). Nie tylko grzeje, ale też fantastycznie zastępuje koc albo poduszkę w pociągu czy samolocie. A jeśli chodzi o aksamitkę pod szyją, to więcej dowiecie się w tym poście.

I cannot imagine wearing high heels while travelling, so the overknee boots were a pretty obvious choice. So was the turtleneck (there’s no better protection from the wind) and grey coat, however, I’d probably choose something like a down jacket since the temperatures got lower these days. Plus  a large scarf. Recently, I wear one all the time (actually, I’m having it on my arms right now). It not only gives heat but also replaces a blanket or a pillow on a plane or a train. When it comes to the velvet ribbon, you can find out more in this post. 












Płaszcz / Coat – MARKS & SPENCER
Golf / Turtleneck – Second Hand
Sukienka / Dress – H&M
Aksamitka / Velvet Ribbon – Dry Goods Store
Kozaki / Boots - ALDO
Szal / Scarf - STRADIVARIUS
Zegarek / Watch – Vintage OMEGA

No comments:

Post a Comment