Dziś będzie coś nowego.
Cykl. Właśnie drogi Czytelniku zabrałeś się za pierwszy post z serii „Złowroga
Ostryga poleca”. Brzmi może mało przyjaźnie, ale genezę ma zupełnie adekwatną.
Jakiś czas temu odkryłam, a raczej odkryto przede mną, skarbnicę naklejek w
wiadomościach na Facebook’u – kaczki, foczki, misie, co chcesz. Jednak oprócz
Minionków moje serce skradły tylko ostrygi – uśmiechnięte, groźne, wesołe i
złowrogie. Miłość od pierwszego wejrzenia. Nic tylko nazwać tak cykl na blogu,
bo kiedy już pokochało się coś tak mocno, jak Złowrogą Ostrygę, to trzeba jakoś
to wyrazić. Patrząc na plan serii nie mogę powiedzieć, że złożą się na nią
jedynie rekomendacje, częściej może po prostu opinie. Zgodnie z moją myślą przewodnią,
cudze opinie są po to, żeby konfrontować je z własnymi, a nie ślepo za nimi
podążać, wierzę więc, że każdy sam oceni czy wpis będzie dla niego rekomendacją
czy nie.
Jako pierwsza na tapetę
trafia dopiero co przeczytana przeze mnie, jedyna powieść pióra Alice Munro – „Dziewczęta
i kobiety”. Moja motywacja do sięgnięcia po nią była zwyczajnie haniebna. Opis książki
na tyle okładki wywołał jedynie: "och, esencja nie moich klimatów".
Co zaintrygowało, to przyznana nagroda Nobla i masa recenzji tak nieodmiennie
pozytywnych, że ciekawość zwyciężyła. Rozterki młodej dziewczyny i problematyka
kobiecych zachowań jako tematyka oklepana i uznanie najwyśmienitszego grona
literatów było dla mnie mieszkanką tak niezrozumiałą, że nie było innego
wyjścia niż sięgnąć po "Dziewczęta i kobiety" i dowiedzieć się o co
tyle szumu.
Powieść przedstawia
perspektywę dziewczynki, a z czasem dziewczyny i kobiety, zamieszkującej małe
kanadyjskie miasteczko – Del Jordan. I tu moim zdaniem powinien zostać
zakończony opis treści. Stopniowe odkrywanie fabuły to największa przyjemność
czytelnika i nie czuję się upoważniona do odbierania jej nikomu.
Jeśli chodzi o samą
bohaterkę, to nie mogłam odeprzeć natrętnej myśli, że jest ona po prostu
irytująca. Starając się polubić ją z całych sił, do pewnego momentu musiałam
zadowolić się niechętną akceptacją (szczęśliwie moje prośby zostały wysłuchane
i zdarzały się wątki, kiedy Del budziła czystą sympatię). Jej postać została
skonstruowana w sposób, który każdej czytelniczce pozwala odnaleźć w niej choć
jedną ze swoich cech. Jak sama autorka określi swoją pracę, jest ona autobiograficzna
w formie, ale nie w treści. I chyba właśnie ta fraza określa fenomen damskiego
utożsamiania się z Del.
Dochodząc do wątków, kiedy
postać buntuje się przeciwko utartym schematom, negując ich wszelkie podstawy, a
następnie plącze się w nie, ciężko pozostać obojętnym, nie ulec ironii i nie uśmiechnąć się chociaż
przelotnie. Obserwując pewną bezwzględność zarówno w sposobie bycia, jak i
osądach dziewczyny zaintrygowanie rośnie i chcąc, nie chcąc zaczynamy
analizowanie postaci.
Co najważniejsze, mimo że
zachowania postaci irytują częściej niż sporadycznie, to doskonałość opisów i porównań
zachwyca na każdej stronie. Umiejętność przedstawienia małych, codziennych
rytuałów w sposób niezwykły jest tym, co wyróżnia pisarkę na tle innych. Książka
pozwala dostrzec wyjątkowość w każdej najmniejszej czynności – spacerze czy
myciu włosów. Jak trafnie określił to redaktor New York Times, AliceMunro zamienia zwykłe w niezwykłe. I robi to genialnie. A jeśli chodzi nie o sposób, ale o treść… Sięgnij po książkę i
przekonaj się jak Ty odbierasz Del.