Strony

Saturday, July 22, 2017

Blush Places - Ulica Elektryków i śniadanie na stoczni


Ulica Elektryków była już określana jako kulturalne centrum Gdańska, udana rewitalizacja terenów postoczniowych i północny odpowiednik łódzkiego OFFa. Przedstawiano ją jako przykład przemyślanego i kreatywnego zagospodarowania dawnych przestrzeni przemysłowych, a z drugiej strony, jako dowód na lekkomyślne marnowanie potencjału miejsca, które przypuszczalnie mogłoby stanowić bazę dla odnowienia działalności przemysłowej. Faktem jest, że stocznia ma swój niepowtarzalny, wyjątkowy klimat, który pozostanie odczuwalny niezależnie od rodzaju wydarzeń, dla których stanowi tło. Choćby dlatego warto śledzić co dzieje się na ulicy Elektryków, wybrać się na miejsce i sprawdzić, jak sami odbieramy jej obecny charakter.

Poza sezonem Elektryków głównie wyznacza szlak do B90 albo na koncert w którejś z hal. Latem to już inna historia. Scena zmontowana z pomalowanych na czarno kontenerów ożywa, rzędy leżaków ciągną się wzdłuż ceglanych ścian, a słońce odbija się w dziesiątkach czerwonych siedzeń wymontowanych prosto ze starych wagonów skmek. Nudy nie ma, tym bardziej, że z początkiem tegorocznych wakacji organizatorzy zaplanowali wydarzenia na wszystkie letnie weekendy i napchali kalendarz muzycznymi i kulinarnymi imprezami. Standardem stały się koncerty w piątki i soboty, cotygodniowy Nocny Targ i niedzielne Śniadania na Stoczni. Ja bardzo chciałam przekonać się jak działają te ostatnie.





Stocznia staje się mekką żarłoków w każdą niedzielę wakacji o 11.00. Stoiska zajmują nie tylko przedstawiciele gdańskich knajpek czy kawiarni, ale też cukiernicy, piekarze i barmani. Kawą i śniadaniową smażeniną pachnie już przy wejściu, gdzie uroczy pan, ubrany jak koledzy z nocnej zmiany w Sopocie, zerka w torbę. Wystarczy przejść 100 m, żeby w oczy zaczęły rzucać się piramidy z bajgli i szeregi kolorowych smoothie. Niby wszystko wkoło zalatuje prowizorką, ale wydaje się pasować, tworzyć całość z otoczeniem. Jak dla mnie wyszło nieźle.

Ja na stocznię dotarłam przed południem, głodna jak wilk, a do tego żądna czegoś pysznego. Odruchowo rzuciłam się do stoiska z kawą, jednak długość kolejki nie zwiastowała racjonalnego czasu oczekiwania, a poza tym piłam już jedną rano. Chwilę zajęło zdecydowanie czego próbujemy na pierwszy ogień. Ogromnym plusem całego wydarzenia jest fakt, że kilkanaście wystawców reprezentujących restauracje czy cukiernie rozproszone po całym Trójmieście gromadzi się w jednym miejscu, chociaż z drugiej strony to wcale nie ułatwia podjęcia decyzji na co ma się ochotę. Wybór faworytów został zatem okupiony dwiema godzinami nadludzkiego poświęcenia, żeby spróbować jak najwięcej i uruchomieniem drugiego żołądka. Tego na deser. 






Do ich lokalu na Targu Rybnym wybieram się mniej więcej od zeszłego roku – po śniadanku na stoczni wiem, że warto będzie tam zajrzeć. Croissanty z twarożkiem i z pastą jajeczną były naszym pierwszym wyborem. Smak i zapach – zdecydowane 10/10.

Cena: 10 zł



Pancakes

            Co byście nie mówili, ja chyba nigdy nie zostanę fanką tych nadmuchanych maleństw. Naprawdę wolę polskiego naleśniora z nieprzyzwoitą ilością dżemu, albo francuskie, prawie przezroczyste crepes, nawet z samą Nutellą. Faktem jest jednak, że ze wszystkich pancakesów, których próbowałam, te wygrywają. Były puszyste, bardzo sycące i nadadzą się dla fanów nietypowych połączeń – niezależnie od wybranych dodatków, wszystkie naleśniki robione są z tego samego, lekko słodkiego ciasta, dlatego wersja z jajkiem sadzonym i bekonem może trochę zaskoczyć. Podsumowując, myślę, że jeśli ktoś naprawdę lubi pancakesy, te wydadzą mu się pyszne! No i pójdą w cycki.

Cena: 15 zł 





Więcej pyszności (takich naprawdę pysznych)

Chilli concarne z Chochli

Koktajle owocowe z Must Bake (cena: 8 zł)

Lemoniada John Lemon (cena: 10 zł)

Lodynaturalne (cena: 5 zł za łopatkę)

Chleb wieloziarnisty ze Sztuki Chleba (cena: 14zł)





Podsumowując, jedzenie naprawdę było pyszne. No i załatwiliśmy od razu śniadanie i obiad – chciałam spróbować wielu opcji, a porcje były solidne, więc kwestia głodu na tamten dzień była już załatwiona . Faktem jest, że ceny odbiegają od przeciętnych (ja nastawiałam się na próbowanie, więc 100 zł na dwie osoby nie wystarczyło), a dodatkowym minusem jest, że nie wszędzie można płacić kartą, więc lepiej zaopatrzyć się w gotówkę. Faktem jest również, że szybko można było się tam odnaleźć, a ja wreszcie poczułam się jakbym miała pierwszy dzień wakacji. I jeszcze mogłam pogapić się na statki. Wybierzcie się na Elektryków i dajcie znać jak Wy odbieracie taką imprezę. W końcu jutro niedziela!


każda niedziela wakacji, 11.00 – 17.00

Ulica Elektryków 







No comments:

Post a Comment