Nie za bardzo kryję się z tym,
że jestem zakochana w lumpeksach. Od pierwszej klasy liceum to szczera i
niegasnąca miłość (jest duża szansa na to, że okaże się dozgonna). Nie ma to
nic wspólnego ze słabymi jakościowo szmatkami albo notorycznym kupowaniem ubrań,
których się nie potrzebuje. Dla mnie to szybkie wyjście raz na kilka tygodni i
staranna selekcja (żadnych zniszczonych rękawów, 100% poliestru ani żółtych kołnierzyków),
która pozwala na wyłowienie kaszmirowego swetra, pięknej smokingowej koszuli, a
czasami nawet unikatu w stylu vintage. Właśnie tak kupiłam kurtkę House of
Fraser, którą widzieliście w ostatnim poście. Obiecałam wtedy wyjaśnić dlaczego
używam magicznego skrótu DIY i co ma on wspólnego z wełnianym żakietem
angielskiej marki. Dziś to rozwinę.
Przerabianie ubrań to bliski
mi temat. Wiem, że niskim kosztem i niewielkim nakładem pracy można stworzyć
coś unikalnego albo dać ubraniu zupełnie nowe zastosowanie. Podobnie jest z
dodatkami. Kiedy znalazłam kurtkę ze zdjęć wiedziałam, że nie będę jej nosić w ówczesnej
formie – kołnierz wydawał mi się za wąski, a dobranie podobnych kolorów guzików
i materiału sprawiło, że wszystkie wyraźne linie zniknęły. Odwiesiłam ją na wieszak
i dałam sobie parę minut. Do zakupu przekonywał mnie kolor (granatowy jest moim
zdecydowanie ulubionym), jej przejściowy charakter i skład materiału – 80%
wełny i 20% kaszmiru. Więcej plusów niż minusów. Idąc do kasy, postanowiłam wymienić
guziki.
Planowałam dokupić złote w
dwóch rozmiarach – większe na poły i po 3 mniejsze na rękawy. Nie zdążyłam
wybrać się do pasmanterii, bo przy kolejnej wizycie w lumpeksie znalazłam
beżową marynarkę z H&M. Była kiepskiej jakości, dość zniszczona i w
rozmiarze 32, ale guziki miała idealne – złote, z kotwicami. Dokładnie takie,
jakie wyobrażałam sobie przy moim granatowym żakiecie.
Zmiana była naprawdę
niewielka, ale efekt przeszedł moje oczekiwania. Kołnierz przestał wydawać mi
się za wąski, a całość nabrała charakteru. Materiał jest naprawdę dobrze zachowany,
do tego to dość uniwersalny krój, który idealnie sprawdza się w parze z
dżinsami, kiedy biegnę na uczelnię. No i koszty. Poniżej zobaczycie, że taka
przeróbka to naprawdę niedroga sprawa.
Koszty:
kurtka House of Fraser –
3 zł
marynarka ze złotymi
guzikami – 5 zł
czyszczenie chemiczne –
28 zł
przyszycie guzików –
pół godzinki z igłą
Ten rodzaj DIY nie wymaga ani
użycia specjalnych przyrządów, ani sporych nakładów, ani wiele czasu. Wymaga
tylko pomysłu. A majówka to całkiem niezły moment na uwolnienie wyobraźni :)
Dajcie znać co myślicie o tego
typu wpisach i co powiedzielibyście na ich serię? Udanego weekendu!
kolczyki – Lilou
O jak ja kocham lumpeksy! I cieszę się, że nareszcie nastały czasy, kiedy mogę z dumą opowiadać o swoich zdobyczach, a nie kryć się z tym, że coś kosztowało 2 zł, a nie 200! A co do DIY, podziwiam, ja jestem zbyt leniwa xD Fajnie wyszło!
ReplyDeleteJa się strasznie jaram, kiedy mogę dodać do ubrania coś swojego. Może spróbuj kiedyś przezwyciężyć lenia i na początek na przykład obciąć rękawy albo postrzępić spodnie. Najlepiej próbować na ciuchach z lumpa, bo 2 zł nie jest szkoda :) No i umówmy się - upolowanie Armaniego za 3 zł daje satysfakcję :D
Delete