Since this is summer time and the holidays are lasting, with this post I’d like to initiate a mini series of several writings about my favorite destinations in Europe – the regions or cities that had totally charmed me with their landscapes, atmosphere, cuisine and culture. The places where I often come back in my mind and I will surely visit again in reality. As the first one I described the northern France – Normandy, Bretagne and the Loire Valley. Unfortunately, I had lost major part of the pics I took during that trip so I was forced to take the advantage of Uncle Google and the guidebooks I brought from France.
W związku z latem i trwającymi już od jakiegoś czasu wakacjami, tym postem chcę rozpocząć serię kilku wpisów o moich topowych miejscach w Europie – regionach lub miastach, które oczarowały mnie swoim klimatem, krajobrazami, jedzeniem i kulturą. Tymi, do których często wracam myślami i które na pewno odwiedzę jeszcze w rzeczywistości. Jako pierwsze z nich opisałam północną Francję – pogranicze Normandii, Bretanii i Doliny Loary. Niestety straciłam część zdjęć z tego wyjazdu dlatego byłam zmuszona wesprzeć się zasobami Wujka Google i przewodnikami, które przywiozłam ze sobą z podróży.
For the first time I headed to
France in 2011. A second after landing on the Parisian airport I felt that
special French atmosphere – everything started to happen more slowly with a
moment I left the plane. When we mention France the first place we think about
is Paris or the Blue Coast alternatively. Notwithstanding that, I caught the
bus to the Loire Valley heading to Angers and only rode through the capital
city.
Po raz pierwszy poleciałam do
Francji w 2011 r. Już chwilę po wylądowaniu na paryskim lotnisku poczułam ten
jedyny w swoim rodzaju francuski klimat – wszystko jakby zwolniło tempo z
momentem wyjścia z samolotu. Kiedy wspominamy o Francji jako pierwszy
przychodzi nam na myśl Paryż, ewentualnie, zaraz po nim, Lazurowe Wybrzeże. Ja
jednak z lotniska udałam się prosto do Doliny Loary, łapiąc autobus do Angers i
jedynie przejeżdżając przez stolicę.
Angers became our base for the time
of the stay. That is a medieval city with the castle of seventeen towers
situated right on the banks of Loire river. When it comes to the landmarks
don’t skip the Museum of the Fine Arts and the parts of castle containing the
largest medieval tapestry in the world. My absolutely best memory from Angers
is degustation of the blue chocolate and visiting the manufacture where that
unusual treat has been produced. Besides the color which is gained of fully
natural ingredients, it’s famous for its special taste – inside the blue
frosting there is a hard piece of caramel with nuts chips in it. According to
my friend who has lived in Angers for whole his life the chocolates are the
symbol of the blue tiles that used to cover all the rooftops in the city.
Naszą bazą wypadową na czas
pobytu zostało Angers – miasto ze
średniowiecznym zamkiem o siedemnastu wieżach, położone nad Loarą. Jeśli chodzi
o zabytki, nie omijajcie tamtejszego Muzeum Sztuk Pięknych oraz części zamku, w
których mieszczą się największe na świecie średniowieczne arrasy, zachowane w
idealnym stanie. Dla mnie najlepszym wspomnieniem z Angers jest degustacja
niebieskiej czekolady, z której słynie miasto i wizyta w jej fabryce. Oprócz
koloru uzyskiwanego ze składników w stu procentach naturalnych, wyróżnia ją
smak i konsystencja – w rozpływającej się niebieskiej polewie znajduje się
twardy karmel z kawałkami orzechów. Według mojego przyjaciela pochodzącego z
Angers, symbolizują one niebieskie dachówki, którymi w przeszłości pokrywano
każdy dach w mieście.
Staying in Loire Valley I had a
chance to visit couple of incredible spots. One of them was the Mont Saint Michel
hill. The legend says that abbey situated by the ocean on the verge of Normandy
had been established by the bishop of the neighbor town who was visited by the
Archangel Michael who told him to raise a monastery. In the course of time the
place had started to transform into a fortress and then into a little town at
the bottom of the abbey. During constructing, the builders didn’t foreseen the
place where they worked gets completely separated from the mainland when the
high tides come. Nowadays, Mont Saint Michel is a landmark of the UNESCO list
which is the most popular place to be visited in France after Eiffel Tower and
Louvre. Exactly 53 times a year during the strongest high tides the hill and
mainland are linked with a narrow causeway only which is about a mile long.
Z Doliny Loary miałam
okazję wybrać się do kilku niesamowitych miejsc. Jednym z nich było wzgórze
Mont Saint Michel. Położone nad oceanem, u brzegów Normandii opactwo według
legendy zostało założone na cześć Archanioła Michała, który ukazał się
biskupowi sąsiedniego miasta, po czym polecił wzniesienie opactwa. Z czasem
wzgórze zaczęło zamieniać się w twierdzę, a następnie w miasteczko położone u
podnóży klasztoru. Podczas prac budowniczy nie przewidzieli, że miejsce, w
jakim wznoszą opactwo w czasie przypływów jest całkowicie odcinane od stałego
lądu. Dzisiaj Mont Saint Michel jest wpisanym na listę UNESCO, najczęściej
odwiedzanym zabytkiem Francji, nie włączając Luwru i Wieży Eiffla. W czasie
potężnych przypływów, które mają miejsce dokładnie 53 razy w roku, opactwo i
stały ląd łączy jedynie wąska grobla o długości około 1800 m.
Thankfully, I visited the place in
April - during the summertime the abbey is attacked by the crowds of tourists.
Though, I still think the view of the ocean from the terrace around the
monastery is worth pushing around a bit. Another value of the place is the fact
I ate there the best crepes ever. Those are extremely thin pancakes made of
wheat flour and complemented by various additions (my favorites are the ones
with a little bit of caramel on the top only).
Ja pojechałam tam w kwietniu
– całe szczęście, bo w ciągu lata twierdzę atakują tłumy turystów, jednak
myślę, że dla widoku na ocean roztaczającego się z tarasu wokół klasztoru warto
trochę się pościskać. Kolejnym argumentem są najlepsze crepes jakie jadłam we Francji – cienkie naleśniki z pszennej mąki
ze wszystkimi możliwymi dodatkami (mój faworyt to te z jedynie odrobiną karmelu
na wierzchu).
The little town around the
monastery is a place where you cannot stop thinking that, somehow, you find
yourself in place typical for the fairytales (especially in the early evening
when the little building around are lighted up). All the colorful shops, hotels
and small restaurants opened in the buildings raised in the XV century, get
more like from German adaptations of epic stories and legends while the
daylight slowly disappears.
Miasteczko wokół Mont Saint
Michel to z kolei miejsce, gdzie nie można oprzeć się wrażeniu, że trafiło się
do kompletnie bajkowego miejsca (szczególnie wczesnym wieczorem, kiedy budynki
są już oświetlone). Kolorowe, malutkie kamieniczki z XV w., w których mieszczą
się głównie małe restauracje, sklepy z pamiątkami i hotele, im bliżej wieczora,
tym bardziej kojarzą się z wioskami z niemieckich ekranizacji baśni i legend.
The day I left Mont Saint Michel I
headed to sightsee Saint Malo – a town established in sixth century by a welsh
monk. After six hundreds of years of existing the place gained the rights of a
town and as time went by it became a start for all of the medieval journeys to
North America. Completely destroyed during the second world war and then
rebuilt town came to being a huge fish port and a popular destination for
tourists. For me, it was a great spot to take a closer look on a bit cold and
severe architecture of northern France while walking the never ending walls of
the city and gigantic breakwaters.
Tego samego dnia, kiedy
opuszczałam wzgórze udało nam się zwiedzić także Saint Malo – miasto na
wybrzeżu Bretanii założone w VI w. przez walijskiego mnicha. Po sześciuset
latach istnienia uzyskało ono prawa miejskie i z czasem stało się bazą wypraw
do Ameryki Północnej. Zniszczone podczas II wojny światowej, a następnie
odbudowane, obecnie stanowi wielki port rybacki i ośrodek turystyczny. Dla mnie
Saint Malo było idealnym miejscem, żeby przyjrzeć się nieco chłodnej i surowej
architekturze północnej Francji, spacerując po niekończących się murach wokół
miasta i gigantycznych falochronach.
I suppose this is the right place to tell you a bit more about the cuisine I could enjoy in Normandy and Bretagne. Despite the crepes I have already mentioned, I also tasted the famous galettes which are also the pancakes, though, made of buckwheat flour, mostly prepared salty. Those are often folded around the egg fried on ham.
In this region of France the cuisine
is at an all-time high thanks to the availability of the large range of fresh
product and adding red wine to almost every dish. There are 29 restaurants
privileged with a Michelin stars in Burgundy only. Unfortunately, I had no time
to taste the famous boeuf bourguignon, though, the coq au vin I tried there was
the best I had ever had.
To chyba dobre miejsce, żeby wspomnieć o normandzkiej i bretońskiej kuchni. Oprócz wspomnianych już crepes, w Saint Malo miałam przyjemność spróbować galettes – również naleśników, ale z mąki gryczanej, najczęściej podawanych na słono. Te sztandarowe są składane wokół umieszczonego na środku jajka sadzonego na szynce.
W tym
regionie Francji dzięki dostępności świeżych składników i wręcz nagminnemu
dodawaniu czerwonego wina do potraw, kuchnia od pewnego czasu stoi na
najwyższym poziomie – w samej Burgundii znajdziemy 29 restauracji nagrodzonych
gwiazdką Michelin. Nie miałam niestety czasu na spróbowanie wołowiny po
burgundzku jednak słynne Coq Au Vin okazało się być najlepszym jakie
kiedykolwiek jadłam.
I’m not going to write an elaborate
about the particular chateaux sur Loire we visited. Each of them with their
amazing history, architecture and gardens could be a topic for entire post and
the one I’m writing right now is going to be the longest one on this blog
anyway. I will tell you only about Chateaux d’Usse – that visit is a still
strong memory in my mind. While driving there my friend recommended it to me as
a castle of a Sleeping Beauty and got quiet. That turned out to be the most
intriguing advertisement I had ever heard. I didn’t get disappointed that day –
maybe that was the autosuggestion caused by Maximilien’s words but the castle
seemed absolutely magical to me since the moment when we passed the entry gate.
Nie będę rozpisywać się na
temat poszczególnych zamków nad Loarą, jakie odwiedzaliśmy – każdy z nich ze
swoją niesamowitą historią, architekturą czy ogrodami to temat na osobny post,
a ten i tak zdaje się być najdłuższym jaki napisałam od początku istnienia
bloga. Powiem jedynie, że tym, który zapadł mi w pamięć najbardziej jest
Chateau d’Usse. W drodze do niego mój francuski znajomy przedstawił mi go jako
zamek Śpiącej Królewny po czym zamilkł, co okazało się być najbardziej
intrygującą reklamą jaką słyszałam. Nie zawiodłam się wtedy – być może była to
autosugestia spowodowana słowami Maximiliena, jednak już od bramy wjazdowej
zamek wydawał się być absolutnie magiczny.
The last place I will tell you
about is the seaside city of Nantes. Like the other places in the region it’s
filled with gorgeous landmarks like the Palace of the Dukes of Bretagne,
though, I will present you an attraction that happens to has been in the
guidebooks for a few years only – an elephant.
Ostatnim miejscem o jakim chcę
Wam opowiedzieć jest nadmorskie miasto Nantes. Podobnie jak inne może ono
pochwalić się niesamowitymi zabytkami jak pałac Książąt Bretońskich, jednak ja
opowiem Wam o atrakcji, która w przewodnikach znalazła się dopiero kilka lat
temu – o słoniu.
I had no idea what was going on
when the family I traveled to Nantes with told me ‘we’re going to ride an
elephant now’. It all was clear when we entered a huge hangar with a gigantic
construction made out of 45 tons of wood an still shaped exactly like a 12
meters high and 8 meters wide animal. Imagine how impressive was that. I was
pretty shocked when Max told me we were going to get to the inside of that
wooden creature and have a ride. The Elephant of Nantes is a moving mechanism
which takes up to 49 passengers for a stroll around the promenade. The distance
of that walk is shorter than a kilometer, though, it takes around 45 minutes. There
is a narrow balcony around the vehicle so we could admire the panorama of
Nantes for whole the time of the journey. Beyond the elephant there is also
more than ten other constructions in the museum – mostly shaped like an animal,
all moving.
Nie miałam pojęcia o co
chodzi kiedy rodzina, z którą pojechałam do Nantes powiedziała mi, że „teraz
idziemy na słonia”. Wszystko wyjaśniło się w momencie, kiedy weszliśmy do
olbrzymiego hangaru. W środku znajdowała się budowla z 45 ton drewna i stali
przedstawiająca słonia o 12 metrach wysokości i 8 metrach szerokości. Już to
wydawało się imponujące, a wyobraźcie sobie mój szok, kiedy Max powiedział, że
teraz wchodzimy do środka i czeka nas przejażdżka. Słoń z Nantes okazał się być
ruchomym mechanizmem, który zabiera do 49 pasażerów na spacer po nadbrzeżnej
promenadzie. Dystans jaki pokonuje słoń nie wynosi nawet kilometra, jednak
podróż trwa ok. 45 minut. Dookoła ‘pojazdu’ dobudowano wąskie balkoniki, z
których roztacza się widok na panoramę Nantes. Oprócz słonia w muzeum znajduje
się też kilkanaście mniejszych mechanizmów, głównie przedstawiających zwierzęta
– każdy z nich jest ruchomy.
My description of the trip is
coming to an end. The only thing I’d like to add is the fact that during my
stay I didn’t spend a night in a hotel. I lived with the French families.
Afterthought, I can quiet surely state that was the factor that made me memorize
this trip in a best way. New friends showing us the spots in Angers we would
never possibly find without their help, homemade kisch made for diner everyday
(probably that is why I came back home a few pounds heavier), and tens of
histories that you can’t find in any of the guidebooks – that is the reason why
I stopped thinking of a hotel as the best place to stay in and I ensure you I
will not even look at the hotel during my next trip to northern France. And
that surely is going to happen one day because once you try the blue chocolate,
you’re going to miss it sooner or later.
W tym miejscu kończy się
moja relacja. Jedyne co chcę jeszcze dodać, to że w czasie pobytu nie
mieszkałam w hotelu, a u francuskich rodzin. Po namyśle, z całkiem sporą dozą
pewności mogę stwierdzić, że to właśnie był czynnik, który sprawił, że właśnie
ten wyjazd wspominam najlepiej. Znajomi pokazujący nam miejsca w Angers,
których nigdy nie znaleźlibyśmy bez ich pomocy, domowy kisch przyrządzany na
kolacje (może dlatego po dwóch tygodniach wróciłam kilka kilo cięższa) i
dziesiątki historii, których na próżno szukać w jakichkolwiek przewodnikach –
właśnie dlatego przestałam uważać hotele za najlepsze miejsce na nocleg podczas
wakacji i zapewniam was, że następnym razem kiedy pojadę do Doliny Loary moja
stopa nie postanie w żadnym z nich. A pojadę na pewno, bo kiedy raz spróbujesz
niebieskiej czekolady, prędzej czy później za nią zatęsknisz.
Resources for some pics: Zamki nad Loarą, fasteux Chateaux des Loire, st-malo.info, Paul Gordon Pictures, travelet.com, destination-montsaintmichel.com