Liczba
folderów ze zdjęciami, które chcę Wam pokazać i długość listy postów, jakie
zamierzam opublikować, od jakiegoś czasu rosły powoli, acz systematycznie. Taaa,
zaczęłam się już zastanawiać czy w ogóle się do tego zabiorę. Szczęśliwie za
oknem leje (to zawsze trochę pomaga mi się skupić), w słuchawkach nareszcie mam
odpowiednią muzykę (nie ma nic gorszego, niż ten stan kiedy żaden kawałek mi
nie podchodzi), a ja w końcu, mówiąc bezpośrednio, przykleiłam tyłek do krzesła
i zamiast mówić, że chcę coś zrobić, zaczęłam to robić. Tą drogą dochodzimy do
pierwszej partii zdjęć z Londynu.
Jadąc
tam w maju na kilka dni prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu zaplanowałam, co
chcę zobaczyć (no, przynajmniej w jakimś stopniu). I co? Chwilę po przyjeździe
plan uległ zmianie - pogoda przywitała nas iście po angielsku. Prosto z
lotniska, z krótkim przystankiem w przechowalni bagażu, trafiliśmy do British
Museum – dla mnie, estetycznego raju. Co sprawiło, że tak myślę?