Strony

Saturday, March 21, 2015

Fluffy sweater in London





These photos were taken literally a few hours before zipping our suitcases up and heading to the airport. That was'nt the only sunny day during our stay, although, the sun made that end of our trip even harder than it already was. 
The sweater I wore that day now is one of my absolutely beloved outer garment - if the temperature is pleasant enough and I'm not planning spending lot of time outside it perfectly replaces a light coat. Almost all the accessories I used for completing this outfit (except for shoes) were my purchases from our extremely long visit at Primark a day before. I've already told you a few times about my latest obsession which are hats of all kind (I'll do my best not to mention it as often as I used to recently). According to that, I wear the hat from the pics too often. And why? Because it's neural enough to combine it with tens of various outfits and extravagant enough to make a simple look much more interesting than without it. So, how do you like this effect?

Te zdjęcia zrobiłyśmy dosłownie kilka godzin przed zapięciem walizek i ruszeniem na lotnisko. To nie był jedyny słoneczny dzień podczas naszego pobytu, jednak muszę przyznać, że taka pogoda nie ułatwiała i tak już ciężkiego do przeżycia wyjazdu. 
Sweter ze zdjęć to ostatnio moje ulubione okrycie wierzchnie - jeśli temperatura na to pozwala i nie wychodzę na zbyt długo, spokojnie zastępuje mi lekki płaszczyk. Prawie wszystkie dodatki (oprócz butów) to łupy ze strasznie długiej wizyty w Primarku dzień wcześniej. Pisałam już kilkakrotnie o mojej aktualnej obsesji, jaką są nakrycia głowy (postaram się już nie powtarzać, a przynajmniej nie za często). W związku z nią, kapelusz ze zdjęć noszę prawie do wszystkiego - to jedno z moich ulubionych akcesoriów, a dlaczego? Bo jest wystarczająco neutralny, żeby dopasować go do dziesiątek zestawów i dość awangardowy, żeby strój stał się znacznie bardziej interesujący. Jak się Wam podoba?



























MANGO Jacket
LEVI'S Jeans
MEXX T-Shirt
PRIMARK Bag, Sunnies and Hat
CUBUS Sweater
MOHITO Loafers

Photos DAREBENASTY 
by Zuzanna Mierzwicka

Tuesday, March 17, 2015

V&A Fashion Institute



On Saturday, in Victoria & Albert Museum in London the exhibition of Alexander McQueen's works "Savage Beauty" that has been awaited for weeks was finally opened. Because of the fact, it was impossible to transport some of the showpieces out of London, this event is enriched when compared to the previous event that took place in New York in 2011. Unfortunately, I didn't manage to organize my trip the way that let me see the exhibits, although, I visited V&A exactly a month before the event - on the Valentine's Day. 
We were after a few hours of wandering the alleys of Natural History Museum and my sister's goal was to get to the Hyde Park as soon as possible, however, I couldn't just skip the V&A since we already were on Cromwell Road. The museum itself really impressed me - the amount of gathered masterpieces from all over the world and from most of the periods amazes and sometimes even overwhelms. For me, a real treat was finding the Fashion Institute. 
The showpieces are presented in glass cabinets chronologically, according to the ages - from gowns with huge frame-based bottoms and tight corsets to the works of the most famous designers of 20th century that had become the fashion symbols of previous decades. 
When my sister refused to keep walking and found herself a comfy bench in the hall, I was running with a camera from case to case to shoot as many objects as possible. And that's when something that was quiet incredible for me happened. When I started the blog, one of the first articles was the one about the history of fashion (you can find it here). I placed there a picture of a dress by Jeanne Lanvin and noted in my little black book "the original is nowadays in Victoria & Albert Museum in London". So, when being there, when I was finally done with taking pics of an evening outfit with a Chanel label on it, still looking through the camera, I perceived those familiar golden linings, fabric and cut and froze for a second. It was exactly the dress I put in my post a year ago!
Sadly, that day we had no time for further exploring the assets of that building but now, knowing what treasures it contains and having the best memories from that place I'm pretty sure I'll be back there. Soon, hopefully. 



W sobotę w londyńskim Victoria & Albert Museum otwarto długo wyczekiwaną wystawę prac Alexandra McQueen'a - Savage Beauty. Ze względu na to, że niektórych eksponatów nie można było transportować poza Londyn, jest ona znacznie bogatsza niż ta w nowojorskim Met w 2011 rkou. Składa się z 241 eksponatów i już przyciągnęła tysiące odwiedzających. Mi niestety nie udało się tak dopasować terminów, żeby być jednym z nich, jednak w samym V&A byłam dokładnie miesiąc przed otworzeniem wystawy - w Walentynki.
Byłyśmy już po kilkugodzinnym zwiedzaniu sąsiedniego Natural History Museum, a moja siostra myślami biegała już po Hyde Parku, jednak będąc na Cromwell Road nie mogłam tak po prostu przejść obok V&A. Samo muzeum naprawdę robi wrażenie - ogrom zbiorów z praktycznie wszystkich części świata i większości epok nieustannie zachwyca, momentami wręcz przytłacza. Dla mnie jednak prawdziwa gratka zaczęła się, gdy odnalazłyśmy Fashion Institute.
Gabloty rozłożone na planie koła przedstawiają odwiedzającym kreacje chronologicznie, według epok - od sukien z ogromnymi spódnicami na stelażach i ciasnymi gorsetami, haftowane w fantazyjne wzory, po prace najsłynniejszych projektantów XX wieku, będące wizytówkami ubiegłych dziesięcioleci. 
Kiedy moja siostra na dobre zaprzyjaźniła się już z jedną z nielicznych ławek, ja biegałam z aparatem od ściany do ściany uwieczniając kolejne eksponaty. I wtedy stało się coś, co - choć może wydawać się dość błahym zdarzeniem - dla mnie było prawdziwie niesamowite. Jednym z pierwszych postów na blogu był ten o historii paryskiej mody (możecie przeczytać go tutaj). Umieściłam w nim wtedy zdjęcie  sukienki zaprojektowanej przez Jeanne Lanvin, a w notesie zapisałam, że "dziś oryginały znajdują się w Victoria & Albert Fashion Institute w Londynie". Będąc tam, kiedy skończyłam już fotografować kilkudziesięcioletni kostium z metką Chanel, patrząc ciągle przez obiektyw aparatu, zauważyłam znany fason, tkaninę, złote linie i na sekundę zamarłam, widząc dokładnie tę sukienkę, której zdjęcie zamieściłam we wpisie rok temu!
Plan tego dnia nie pozwolił nam na dalsze zwiedzanie, jednak teraz wiedząc, co kryje się w budynku muzeum i mając stamtąd najlepsze wspomnienia jestem pewna, że jeszcze się tam pojawię. Mam nadzieję, że jak najszybciej.






Gablota w sekcji koreańskiej / Gowns in the Korean section




Od prawej: płaszcz Alexander McQueen, sukienka i żakiet Dries van Noten, sukienka Jean Paul Gaultier/
From right to left: Alexander McQueen Coat, Dries van Noten look, Jean Paul Gaultier dress













New Look by Christian Dior










Po prawej kostium wieczorowy projektu Coco Chanel, a po lewej to właśnie sukienka Jeanne Lanvin - powód mojej dzikiej euforii i lekkiego zawału. / On the right, evening look by Coco Chanel. On the left, dress by Jeanne Lanvin; the reason of my wild euphoria and a little heart attack. 






Projekty Elsy Schiaparelli / Designes by Elsa Schiaparelli



Wydanie Vogue'a z 1927 roku / Issue of Vogue from 1927










London, 14.02.2015
Photos Marta & Natalia Lipke

Thursday, March 12, 2015

Made with love (plus a bit of 70's)






So, the fact is the 70's inspired looks had conquered the runways when most of the spring summer 2015 collections were presented. Another fact is that I'm not biggest fan of flares (I think it's best to think 'never say never', although, in this case I'm pretty sure me wearing such trousers won't happen). Flexible hat, a vintage bag and suede garments in those pleasant shades of brown and beige are different. These I'd like to wear a lot.
However, in this post the details are irrelevant. Here, the most important part of my outfit is the jumper that was handmade for me by my mum (oh yeah, she's got the skill). First of all, it's the color of knitwear I needed in my closet, second of all, it's the warmest and one of the most comfortable pieces in my wardrobe. But most important, I know it was made especially for me, by one of my most favourite persons in the entire world. Thanks mum!

A więc faktem jest, że projektanci tworząc ubrania na sezon wiosna lato 2015 pełnymi garściami czerpali z lat 70. Faktem jest również, że nie należę do największych fanek dzwonów (co prawda wyznaję zasadę "nigdy nie mów nigdy", jednak w najbliższej przyszłości nie widzę siebie w takich spodniach). Co innego zamszowe ubrania i dodatki w przyjemnych odcieniach brązu i beżu, elastyczny, lekko układający się kapelusz czy torebka sprzed dosłownie kilkudziesięciu lat. Te mogę nosić non stop.
Tak czy siak, w tym poście nie na dodatkach chciałam się skupić. Tutaj najważniejszą częścią zestawu jest sweter zrobiony dla mnie przez moją mamę. Po pierwsze, ma dokładnie taki kolor, jakiego potrzebowałam w mojej szafie, po drugie to najwygodniejsza i najcieplejsza rzeczy w mojej garderobie, ale co najważniejsze wiem, że jest zrobiony specjalnie dla mnie przez jedną z moich ulubionych osób na całym świecie. Dzięki Mamo!

















GIANFRANCO FERRE Coat
Sweater made by my Mum
LEVI"S Jeans
KAZAR Shoes
PRIMARK Hat
APART Pearl Necklace
MEDICINE Je T'aime Necklace
VINTAGE Bag

Photos Natalia Lipke

Monday, March 09, 2015

Total black in London - Day 3



Good morning! This is the last (maybe almost last) post of this kind. The supply of to-be-published photos is getting smaller and smaller and soon I'll come back to posting more at the moment articles. 
So, the third day in London was my favourite, I guess - our best friend made it and went out with  us (do visit her blog - darebenasty), the weather was fantastic and we ended the day shopping. 
We started our sightseeing tour with a stroll toward Buckingham Palace and a few pictures in front of Victoria monument. I could't resist careful watching the guardian in front of the palace and the details of his uniform. The hats they wear are actually made of the bear fur (1 hat = 1 bear). They tried replacing it with some ecological forms of the hats, although, they weren't as functional as the traditional ones. 
Next, we headed toward Trafalgar Square and stepped in to the National Gallery. I really spend a lot of time in the museum when I visit one - I think my record is almost 7 hours - and I knew that day I hadn't as much time as I needed, so we focused on a part of it. After a room with the works of impressionists, I was fully satisfied and we headed to Leicester Square and there... M&M's World. As the biggest fan of M&M's I didn't know where to look actually - toys, pillows, clothes and candy on every wall. When Natalia and Zuzia, after long time of persuading, managed to take me out of there (they lost me a few times while looking for the exit), we ended our day on London Street. 
As I wrote before, while sightseeing the most important items to me are flat boots and a big bag. Plus my favourite hat ever - veil beanie. So, what do you think about this total black look? ;)

Dzień dobry! To już ostatni (no, może przed ostatni) tego typu post. Zapas zdjęć do opublikowania powoli się wyczerpuje i już niedługo wrócę do publikowania bardziej aktualnych postów. 
Trzeci dzień w Londynie chyba był moim ulubionym - naszej przyjaciółce udało się wyjść z nami (koniecznie wejdźcie na jej bloga - darebenasty), pogoda była fantastyczna, a dzień zakończyłyśmy zakupami. 
Zwiedzanie zaczęłyśmy od spaceru pod Buckingham Palace i kilkunastu zdjęć pod pomnikiem Wiktorii. Nie mogłam odpuścić sobie chwili bacznej obserwacji strażnika pod pałacem, a ściślej mówiąc, detali jego munduru. Ich czapki wykonywane są ze skóry niedźwiedzia (jedna czapka, jeden niedźwiedź). Podobno próbowano zastępować je ekologicznym futrem, pod wpływem przeciwników naturalnych futer, jednak nie spełniały one swojej funkcji tak jak te tradycyjne. 
Spod pałacu poszłyśmy wprost na Trafalgar Square i do National Gallery. Znam moje możliwości w muzeach - rekord to chyba prawie 7 godzin - i wiedziałam, że niestety mamy czas tylko na część galerii. Po sali z dziełami impresjonistów byłam usatysfakcjonowana i poszłyśmy dalej w stronę Leicester Square, a tam do... M&M's World. Jako największa fanka M&M's nie wiedziałam, w którą stronę mam patrzeć - zabawki, poduszki, ubrania i, co najważniejsze, całe ściany słodyczy. Oczopląs gwarantowany. Kiedy Natalii i Zuzi po długich namowach udało się wyciągnąć mnie na zewnątrz - nie raz gubiły mnie w drodze do wyjścia - dzień zakończyłyśmy na London Street. 
Jak już pisałam wcześniej, podczas zwiedzania najważniejsze dla mnie są płaskie buty i duża torba. Beanie z woalką to zdecydowanie moje ulubione nakrycie głowy - nie mogło zostać w domu :) Co myślicie o takim czarnym zestawie?

































SINSAY Veil beanie
GINO ROSSI Bag
LASOCKI Boots
YVES SAINT LAURENT Black Sweater
SOLAR Trousers
Earring bought online
MOHITO Bracelet