Strony

Saturday, November 28, 2015

Złowroga Ostryga poleca - Skandynawskie kryminały


Coś jest na rzeczy z tą Skandynawią. Od mojej ostatniej wizyty w Szwecji minęło około 5 lat i niekoniecznie pozytywne wrażenia wszechobecnej depresji zdążyły się już trochę zatrzeć. Do dziś nie mam pojęcia z czego wynikały. Może to ta marcowa aura, może nienajlepiej dobrana grupa, może jeszcze kilka innych „może”… W każdym razie z wyjazdu zapamiętałam, że Sztokholm to jedno z absolutnie najpiękniejszych miast, jakie kiedykolwiek widziałam, że szwedzkie klimaty trochę mnie przerażały, i że za baterie do wyładowanej cyfrówki zapłaciłam w kiosku 90 złotych (nie, nie pasowały do mojego aparatu, za to do dziś leżą w szafce i przypominają mi, że może warto sprawdzić kurs walut przed wyjazdem).

W Finlandii to była inna rozmowa. Tam jechałam z ludźmi, których traktowałam , i z którymi czułam się jak z rodziną (fakt, że dwoje z nich rzeczywiście było moją rodziną mógł mieć z tym jakiś związek). Mało tego, wszyscy, których spotkaliśmy na swojej drodze robili co mogli, żebyśmy czuli się jak w domu. Wyjazd bajka, od początku do końca (mimo szoku doznanego po informacji, że kolacja rzeczywiście była z renifera i nurkowaniu w przerębli – tak, kiedy instruktor tłumaczy „zamoczcie się cali, ale bez głowy”, to ja jestem tą, która zrozumie to dokładnie na odwrót).

Norwegia jeszcze przede mną, ale odkąd fiordy są na trzecim miejscu na mojej liście miejsc do odwiedzenia, myślę, że w trochę mniej, niż bardziej oddalonej przyszłości akurat ten plan się urzeczywistni. 

Saturday, November 14, 2015

Inspiration of the week - Black&White Photography





There is something about black and white photography. Mystery, depth, lot of space for imagination when eyes are unable to perceive any color. There is some strangness in these pictures, a speck of restlessness. When being not so obvious like the colorful ones, they seem to bring the real story of gestures, emotions, ambience. They seem to be the essence of what is real with a little of that vintage charm. 


Jest w czarno - białych zdjęciach coś, co zawsze mnie uderzało, za to było niemożliwe do zdefiniowania. Trochę tego starodawnego uroku, nutka tajemniczości i jakaś ciężka do określenia głębia. Obrazy pozbawione koloru dają wyobraźni szansę na tworzenie nieskończenie wielu koncepcji i wariantów. Z drugiej strony żadne kolorowe zdjęcia nie dają wrażenia takiej przejrzystości i prostoty. Zapewniają ten tajemniczy minimalizm. 


















Images via Google Images & Pinterest

Saturday, November 07, 2015

Simple pieces only


So... If I was forced to choose one garment I can't imagine my wardrobe without, it would be a sweater. Every kind, almost every color. There's nothing better than warm wool around your body keeping you as comfy as possible. And fall seems to be the best excuse to wear them all the time. 
What's the piece your closet may not lack?

A więc... Gdybym musiała wybrać jedną część garderoby, bez której nie mogę się obyć, powiedziałabym sweter. Każdy rodzaj, prawie każdy kolor. Nie ma nic lepszego niż otulenie się ciepłą wełną, a jesień zdaje się być najlepszą wymówką, żeby nosić je na okrągło. 
A czego nie może zabraknąć w Twojej szafie?








PIERRE CARDIN Vintage Jacket
CROSS JEANS Trousers
LASOCKI Boots 
Vintage Sweater 

Sunday, November 01, 2015

Lands of narrow streets - stop 2, Wrocław



After Cracow, it was Wrocław time. The city I wasn’t able to get along with. Every time I visited, it felt awkward. Sometimes I even thought I gained some warm feelings for that place but that was never it. I assume it was the result of lack of understanding. I did not understand that city. I did realize it was beautiful. I did realize some particular districts were breathtaking and the architecture seemed extremely interesting (in a positive way). Still, I wasn’t able to feel enthusiastic about that destination.
Do you know what was the factor that convinced me eventually? Details. Spending afternoon in a cafe and sipping sangria because I will never stop loving such hidden spots, coconut brownie and three hippos from Wrocław zoo. When I found a cheap book store, my euphoria was justified. The simplest things helped me to sense that atmosphere I looked for. The details that made me feel well in general. The main square seemed more interesting, people more friendly and the city more alive. Thanks to those little factors it all stopped being strange. Wrocław is still not my favourite place in the world, although, that complete lack of understanding is past now.

Po Krakowie czas na Wrocław. Miasto, do którego długo nie mogłam się przekonać. Z każdą wizytą wydawało mi się, że nabrałam już trochę sympatii, jednak to ciągle nie było to. To wszystko wynika chyba z pewnego niezrozumienia. Nie rozumiałam tego miasta. Wiem, że jest piękne. Wiem, że Ostrów Tumski jest naprawdę niesamowity, a architektura zastanawiająca (w tym bardzo pozytywnym znaczeniu), a mimo to, jadąc tam, nie byłam w stanie obudzić w sobie większego entuzjazmu.
Wiecie co mnie przekonało? Detale. Siedzenie w Czeskim Filmie (bo knajpy w bramach starych kamienic nigdy mi się nie znudzą), kokosowe brownie w Literackiej i hipopotamy w Afrykarium (nazwałam je Stefanek, Alfred i Iwonka – wierzcie mi, że imiona do nich pasowały). Znalezienie taniej księgarni na Ruskiej oznaczało już pełnię szczęścia. Z każdym „jak ja to zawiozę do domu?” banan na twarzy był coraz wyraźniejszy. Najprostsze rzeczy, ale pozwoliły poczuć klimat. Szczegóły, które sprawiły, że na ogół patrzy się przychylniej. Nagle Rynek wydawał się znacznie bardziej interesujący niż poprzedniego dnia, ludzie przychylniejsi, a miasto wieczorem naprawdę „żywe”. Dzięki takim małym rzeczom, miejsce przestaje być obce. Wrocław ciągle nie jest moim ulubionym miejscem na świecie, ale początkowe niezrozumienie zostało już solidnie zażegnane.