Zacznę od historii. Jakiś czas temu
trafiłam na szkolenie, z którego merytorycznie nie wyniosłam absolutnie nic,
jednak prowadzący nieświadomie zmienił moje postrzeganie paru kwestii, rzucając
anegdotami zahaczającymi o prowadzenie biznesu (nie, żadna z nich nie była
związana z tematem szkolenia). Okazał się być kolejną osobą, od której
usłyszałam, które start-upy najdłużej
utrzymują się na rynku. Kryterium była motywacja założycieli – pieniądze, chęć
bycia własnym szefem albo pasja. Tak, ci, którzy zakładali swoje firmy z pasji
dali radę rozwinąć je do poziomu, o jakim reszta mogła zapomnieć. Z ekstremalnie prostej przyczyny – nie
męczyli się tym, czym się zajmowali. Samorealizowanie się i satysfakcja
napędzały ich działania. Tylko, że to są badania. Research, którego wyniki
należało uprościć i przedstawić w jak najmniej skomplikowanej formie. Jak to
wygląda naprawdę? Co jest potrzebne, aby pasję przekuć w biznes? Z czym wiąże
się taki skok na głęboką wodę? Czy warto?
Mam nadzieję, że tego właśnie dowiecie się
z pierwszej części wywiadu z Magdą – założycielką Magoku, projektantką
oryginalnej, ceramicznej biżuterii i moją osobistą inspiracją, która
zdecydowała się podjąć ryzyko i wystartować z własnym biznesem. Co ją
przekonało, jak wyglądał cały proces i jakie są efekty? Zobaczcie sami.
Jak
określiłabyś swój zawód?
Jestem radosną (wy)twórczynią drobnych
elementów ceramicznych, które potem zamieniam, najczęściej w biżuterię, a
czasem w akcesoria czy ozdoby. Nie czuję, że mogę powiedzieć o sobie, że jestem
ceramikiem lub jubilerem sensu stricto, bo nie mam takiego wykształcenia.
Bawisz
się czy pracujesz?
Przez 4 i pół roku bawiłam się i ta zabawa
rozrosła się do takiego stopnia, że zaczęła pochłaniać coraz więcej mojego czasu,
energii i docierać do coraz większej liczby osób, aż w końcu nie dało się tego
pogodzić z etatem. Magoku wyrosło właśnie z ducha tej zabawy. Tworząc, odczuwam
niesamowitą przyjemność na każdym etapie procesu i wiem, że to moje ‘zajaranie’
przechodzi w przedmioty. Ludzie, którzy je noszą mówią, że to czują. To z kolei
napędza mnie do dalszego działania.
A
teraz? Jak to jest z tą zabawą kiedy już masz swoją firmę?
Dochodzą wszystkie elementy, które wiążą
się z jej prowadzeniem – księgowość, myślenie nad strategiami, pozyskiwanie
nowych klientów, efektywne wykorzystywanie social mediów i inne. Kiedy
przekształcasz pasję w biznes, takie rzeczy są naturalne. Zastanawiasz się czy
to była dobra decyzja, bo stoisz przed wielkim wyzwaniem, żeby to, co robisz nadal
było twoją pasją, ale jednocześnie można było się z tego utrzymać. U mnie, póki
co, pasja nadal jest, choć niewątpliwie przybyło mi stresów ;)
To
skąd właściwie wzięło się Magoku?
Wzięło się z prezentu od przyjaciółki,
Weroniki, która jest ceramikiem, ma swoją pracownię. 5 lat temu zrobiła mi
prezent urodzinowy – warsztaty
wytwarzania biżuterii z gotowych elementów. Zachwyciłam się tym. Początkowo
robiłam głównie kolczyki, takie z ogólnie dostępnych koralików. To Weronika
wpadła na pomysł, że nauczy mnie robienia własnych, niepowtarzalnych koralików
z gliny. Trochę się opierałam, bo nie przemawiało to do mnie, ale w końcu dałam
się skusić - Wera jest bardzo konsekwentna. Koniec końców, trafiłam do jej
pracowni na naukę. I to była miłość od pierwszego lepienia. Zaczęło się w 2011
roku. Przez te 5 lat nie dysponowałam swoim piecem do wypalania, ale
szczęśliwie, mają je i moja przyjaciółka i kuzynka. Przez ten czas korzystałam
z ich uprzejmości. Poświęcałam ceramice coraz więcej czasu i ciągle miałam nowe
pomysły, a takie korzystanie z pracowni na odległość stawało się uciążliwe.
Dodatkowo przy przewożeniu elementów zawsze były jakieś straty - glina przed
wypaleniem jest dosyć krucha. Jakieś dwa temu powiedziałam Weronice, że
strasznie, ale to strasznie chciałabym mieć własną pracownię, ona popatrzyła na
mnie i powiedziała, że jeśli tak strasznie chcę, to będę ją miała. No i
zaczęłam to wizualizować, chociaż muszę przyznać, że cały czas wydawało mi się
to mało realne - ja, nauczycielka na etacie, jak? Jednak ta wizja, jak otwieram
swój własny piec i widzę pierwszy wypał, ciągle do mnie wracała.
I w
końcu otworzyłaś.
No. W grudniu ubiegłego roku zrobiłam swój
pierwszy samodzielny wypał. Zupełne szaleństwo. Cieszyłam się jak dziecko.
Czasem jeszcze ciężko mi w to wszystko uwierzyć.
Dużo
samozaparcia było Ci potrzebne, żeby zrealizować tę wizję?
I tak, i nie. Nie, bo sama praca z
ceramiką to całkowicie niekłamana przyjemność i to mnie napędzało. Tak, bo to
był pewien proces rozciągnięty w czasie i czasem ciężko było wytrzymać na
obranym kursie. U mnie to nie była zaplanowana strategia, raczej wypadki same
się tak potoczyły. Kilka rzeczy nałożyło się na siebie. Po pierwsze, wzięłam
roczny urlop w pracy, bo mimo tego, że kocham uczyć, to czułam się wypalona, a
póki co nauczyciele mają możliwość skorzystania z takiego dobrodziejstwa.. W
tym czasie intensywnie się rozwijałam, chodziłam na różne kursy, z których
najważniejszy okazał się Action Learning - niesamowicie rozwojowy coaching
grupowy, którego formuła bardzo mi odpowiadała. Grupy mają podobne wyzwania i
choć nie planowałam, że nie wrócę do szkoły, trafiłam na ludzi, którzy
planowali zmiany zawodowe. Nie wiedziałam jeszcze do czego mnie to doprowadzi.
Po prostu poświęcałam ten rok na rozwój osobisty, a jednocześnie kalkulowałam,
co byłoby potrzebne, żeby Magoku się rozwinęło.
Czyli
doszłaś do etapu myślenia o Magoku jak o przedsiębiorstwie, a nie tylko o
robieniu biżuterii dla przyjemności.
Tak, ale nadal nie myślałam, że nie wrócę
do starej pracy. Myślałam o tym jak o przygotowaniu się na bliżej nieokreśloną
przyszłość.
Więc
jak z planów na przyszłość powstał biznes?
To stało się jakby obok mnie. Byłam tak
skoncentrowana na rozwoju, że nie zauważyłam, że to się już działo. Jak z
samosiejką w ogrodzie – widzisz, że drzewko rośnie, ale myślisz, że jeszcze
masz czas, żeby je usunąć, aż nagle, pach!, i już masz drzewo. Tak postrzegam
ten rok. W czerwcu ktoś podsunął mi pomysł złożenia wniosku o dofinansowanie, a
ja akurat poznałam osobę, która miała doświadczenie w ich pisaniu i zachęciła
mnie, mówiąc, że moja wizja „ma ręce i nogi”. Miałam wsparcie i pomysły od
rodziny, przyjaciół, fantastycznej grupy i coacha z Action Learning. W końcu
pomyślałam „skoro inni dają radę, to dlaczego nie ja?”. Był jeden haczyk - żeby
złożyć wniosek, wymagane było udokumentowane bycie bezrobotnym przez okres
miesiąca. Musiałam złożyć wypowiedzenie i pożegnać się z bezpieczeństwem, jakie
dawał etat. To był najtrudniejszy moment, jak skok z klifu. Wahałam się,
chciałam wracać do pracy, ale mój mąż powiedział, że jeśli nie zdecyduję się po
tym roku, to później pewnie wcale się nie odważę, a w konsekwencji będę mega
sfrustrowana. Dziś wiem, że tak by było. Miałam wsparcie od naprawdę wielu
osób, i także dzięki nim skoczyłam w to nieznane.
A jak
wyglądał sam proces uzyskania grantu?
Złożyłam wypowiedzenie i napisałam
wniosek, a kiedy był już pozytywnie rozpatrzony poszłam na komisję i musiałam
obronić swój pomysł. Tam, gdzie nie byłam w stanie sama tego ogarnąć, znalazłam
pomoc (na przykład w sprawach księgowych). To jest żmudna procedura, ale nie aż
tak, jak to wygląda z boku. No i pomagało myślenie, ilu osobom przede mną już
się udało. Im bardziej jest to za mną, tym bardziej wydaje mi się, że nie było
aż tak ciężko. Warto było. Teraz mam piec, walcarkę, narzędzia, wszystko, czego
potrzebuję do działania. Jedyne co muszę zrobić, żeby nie zwracać grantu, to
prowadzić działalność przez rok i udokumentować ją, a potem wszystko zależy ode
mnie.
Podobno
robienie czegoś z pasją to najlepsza motywacja dla stworzenia biznesu. To
właśnie te przedsiębiorstwa stabilnie trzymają się na rynku.
Jak w tej sentencji: wybierz to co
kochasz, a nie spędzisz ani jednego dnia w pracy. I coś w tym jest.
Bardzo ciekawy wywiad. Przeczytałam cały z dużym zainteresowaniem. Życzę powodzenia firmie Magoku! :) Oby jej się wiodło!
ReplyDeleteDzięki! Wpadnij niedługo na część drugą, będzie równie ciekawie :)
DeleteRoboty ręczne to dobry pomysł na zwiększenie Swoich finansów, warto też poczytać bloga https://budzetowamotywacja.pl/
ReplyDelete