Strony

Wednesday, December 21, 2016

Christmas week - Jadalne prezenty



Przedświąteczny tydzień w pełni, zatem najwyższa pora na bożonarodzeniowe treści! Dziś będzie o prezentach!
Z roku na rok co raz ciężej znaleźć mi tę świąteczną atmosferę, którą kiedyś wręcz chłonęłam już od pierwszych dni grudnia. Tej zimy (dobra, nie oszukujmy się: jakiej zimy?!) postanowiłam trochę sobie pomóc i wprawić się w odpowiedni nastrój przy użyciu ciasteczek (i nagrań Sinatry). Wszystko to było częścią większego planu, a mianowicie zrobienia czegoś, czego jeszcze nie próbowałam – przygotowania jadalnych prezentów.
W tym roku kilkoro moich znajomych dostało (lub dopiero dostanie) słój ciasteczek lub domowej Nutelli. Dlaczego wzięłam się za pieczenie zamiast buszować po sklepach? No i w tym miejscu rozwija się lista zalet takiego rozwiązania. Po pierwsze, uważam, że takie przedświąteczne, nawet symboliczne wręczanie sobie prezentów to niezwykle przyjemny rytuał. Świadczy o pamięci, sympatii i uwadze osoby, która chciała coś nam podarować, a to budzi w nas tylko ciepłe odczucia. Po drugie, nie mówię, żeby jedzeniem zastąpić tradycyjne prezenty, a pod choinką zamiast udekorowanych pudeł stawiać piramidy z czekolady (chociaż szczerze mówiąc, nie pogardziłabym taką), sama zamówiłam prezenty w absolutnie niejadalnej formie i w sobotę zamierzam wręczyć je rodzinie. Mówię, że ciasteczka będą ich uzupełnieniem – zamiast dokupywać w tym roku 10 czekolad i dorzucać po jednej do każdej paczki, stawiam na przewiązane kokardką chałwowe ciastka, z doczepioną świerkową gałązką (to korzystniejsze i dla żołądka, i dla portfela). Po trzecie (i najważniejsze), robiąc komuś prezent własnoręcznie, piekąc dla kogoś ciastka czy mieląc fistaszki na domowe masło orzechowe dajemy drugiej osobie coś, czego nie dołączymy do żadnego kupionego prezentu – czas, który na to poświęciliśmy. Zawsze zależało mi na tym, żeby prezent, który komuś wręczam był dostatecznie przemyślany i osobisty, a pieczenie z myślą o konkretnej osobie to jedna z najbardziej osobistych czynności. Czas i uwaga przelane w taki prezent, to bardzo cenny podarunek. 

Wednesday, November 30, 2016

Otwarta Pracownia - Coolawoola & Magoku


Magoku i Coolawoola często pojawiają się na blogu i wiem, że zagoszczą tu jeszcze nie raz. Kiedy znajdzie się coś pięknego, unikatowego, stworzonego z największą dbałością, pasją i oddaniem trzeba się tego trzymać, a przedmioty wykonane przez dziewczyny właśnie takie są. Pisałam o tym już kilkakrotnie (posty z biżuterią Magoku i ubraniami Coolawoola znajdziecie tutaj, tutaj i tutaj). Teraz dziewczyny poszły krok dalej i wymyśliły coś naprawdę niesamowitego – Otwartą Pracownię.
Magda i Lena postanowiły pokazać trochę więcej swojego świata, zdradzić kilka sekretów magokowych i coolawoolowych procesów twórczych, odsłonić sposób w jaki pracują, jak się inspirują i jak tworzą. Wymyśliły wydarzenie, podczas którego swobodnie dzielą się swoją twórczością, pomysłami, ciepłem i energią, w miejscu, gdzie na co dzień dzieje się magia. Obie działają zgodnie z filozofią slow fashion, wiedzą na jakim efekcie pracy zależy im najbardziej, emanują kreatywnością i zarażają podejściem.

Wednesday, November 23, 2016

Złowroga Ostryga poleca - Books for autumn


Mam deja vu. Mniej więcej o tej porze, w zeszłym roku zbierałam się do napisania posta o skandynawskich kryminałach. Dość opornie wtedy mi to szło i pamiętam ogrom ulgi, jaką odczułam, kiedy dobrnęłam do ostatniego zdania. Pamiętam też, że cała ta szarość za oknem zdawała mi się być odpowiednim klimatem do publikowania posta o książkach, do tego w większości dość ponurych (ale bardzo wciągających). Teraz mam podobnie. Im gęściej mży za oknem, tym kocyk i kryminał wydają się właściwszym rozwiązaniem (zaczynam rozumieć cały ten fenomen jesiennych zdjęć rodem z Pinteresta, wiecie, herbatka, kocyk, liście klonu na dywanie, książki, parapecik, te klimaty), a to z kolei nakazuje znowu wrzucić coś z dopiskiem „Złowroga Ostryga poleca”. Zostawiam Was więc z kolejnymi trzema tytułami.

I’m having a deja vu. Last year, around this time, I was going to start writing a post about Scandinavian crime stories. I remember it was really hard for me to get the flow and the relief I felt when I finally finished the note. I also remember that whole that grey aura outside seemed to be a very proper atmosphere for publishing a post about books (not very cheerful ones to be honest, very captivating though). This is exactly how I find it right now. The more heavily  it rains, the more I find blankets and books a right choice. I’m starting to understand the phenomenon of all those fall pictures from Pinterest, you know, hot tea, warm snuggie, maple leaves on a rug and books. All these factors made me feel like I needed to recommend you some goodies again and here they are; three books for autumn evenings: “The Martian” by Andy Weir, “The Bat” by Joe Nesbo and “Lesio” by Polish author Joanna Chmielewska. Enjoy! 

Monday, November 14, 2016

Autumn Outfit - Reversed Layers


Prawie rok temu pisałam o tym jak bardzo przydatny jest czarny golf (w tym poście). To było chwilę po tym jak w lumpeksie, niedaleko którego wtedy mieszkałam, w pewną środę (środy tam to ‘dni za trzy złote’, kiedy wydaje się najmniej, a satysfakcję zyskuje się największą) zbiedniałam o 6 złotych, ale zyskałam za to dwa sweterki – najprostsze golfy, jakie tylko się dało, jeden biały, drugi czarny. Poziom szczęścia wzrósł mi wtedy kilkakrotnie, a na kolejne trzy do czterech miesięcy solidnie zredukowałam problem z cyklu ‘co mam dziś ubrać’.

Almost a year ago, I wrote a post about how useful a black turtleneck is (in this post). It  was just a moment after I visited a second-hand store I lived nearby, on a Wednesday (Wednesdays are the day when every garment costs 3 zlotys; small money, huge satisfaction), spent 6 zlotys and got myself two of the simplest sweaters; one black and one white turtleneck. I automatically achieved higher level of happiness and solidly reduced my ‘I got nothing to where’ problem for next three of four months. 

Saturday, November 12, 2016

For the foodies: Tarta z kamelizowanymi jablkami, żurawiną i solonym karmelem


Jesień momentami postanawia mi dokopać (no wiem, jak każdemu) i wzbudza podejście w stylu: dzisiaj chyba nie jest mój dzień. Albo tydzień. Dokładnie tak, jak teraz. Dziś nie bardzo wyszło mi bieganie, średnio idzie mi pisanie, skupienie uwagi zdaje się graniczyć z cudem. Dobrze wychodzi mi spanie i przesłuchiwanie starych playlist (przy okazji, playlisty niedługo wrócą na bloga – za dużo odkrywam świetnych kawałków, żeby się nimi nie podzielić). Ogólnie, ku uciesze bardzo wrażliwych na dźwięk sąsiadów (podejrzewam, że również przechodniów), dziś zajmuję się testowaniem wytrzymałości głośników i planowaniem czym zajmę się, kiedy przestanie mi  się nie chcieć. A żeby nie spędzić całego dnia kiwając głową w rytm (head banging to dziś moja ulubiona aktywność) i bronić się przed stwierdzeniem, że jedyną produktywną rzeczą, jaką dziś zrobiłam, było ugotowanie kompotu, postanowiłam przygotować jedzeniowy post, z którego tak troszkę, troszkę jestem dumna, z jednej prostej przyczyny – to pierwszy mój przepis, tak od początku do końca.

Friday, November 04, 2016

Autumn outfit in Warsaw


Środę spędziłam w Warszawie. To była szybka decyzja, bo od wpadnięcia na pomysł wyjazdu do kupienia biletów wstępu i na samolot minęło może 15 minut. Plan obejmował jakieś 12 godzin – poranne zwiedzanie i parę wolniejszych godzin w centrum. Prosto z lotniska pojechaliśmy do Śródmieścia, a po szybkiej kawie, do Muzeum Powstania Warszawskiego, żeby stamtąd, parę godzin później złapać metro do Kopernika. Popołudniu, idąc już w stronę Nowego Światu, zahaczyliśmy o BUW – zdecydowanie jeden z moich ulubionych warszawskich budynków. Jest piękny z zewnątrz, w dużej mierze porośnięty bluszczem, ze ścianami ozdobionymi symbolami nauk i przepięknym wnętrzem (dosłownie i w przenośni). Pierwszy raz udało mi się wejść do górnych ogrodów na dachu biblioteki, jednak cała wizyta trwała kilka minut, gdyż „przemiły” pan ochroniarz szybko nas pożegnał, informując, że od 1 listopada wejście na górę jest niedostępne, a dolne ogrody zamykane są o 15.00. Dwie godziny później, po kolacji w restauracji, gdzie pewien postawny Włoch pokrzykuje niezależnie od tego czy wskazuje gościom miejsca, czy dziękuje za wizytę, dotarliśmy do ostatniego przystanku – cukierni A. Blikle na Nowym Świecie.

Monday, October 31, 2016

Bakalie - relacja z gdanskich targów i kilka polskich marek


Bakalie – targi mody, designu i młodej sztuki odbywają się w Gdańsku cyklicznie, co kilka miesięcy. Wczoraj, w Starym Maneżu we Wrzeszczu miała miejsce 18. edycja imprezy, a mi w końcu udało się nie przegapić terminu i spędzić tam sobotnie popołudnie.
Każda z edycji targów gromadzi kilkudziesięciu wystawców. To między innymi projektanci mody, biżuterii, akcesoriów do domu i zabawek dla dzieci, ale też właściciele sklepów vintage, księgarni czy twórcy perfum. Bakalie są nie tylko szansą, aby ubrać się od stóp do głów lub uzupełnić mieszkanie o dodatki. Dają też możliwość przyjrzenia się niecodziennym rozwiązaniom z zakresu designu, odkrycia niespożytych pokładów kreatywności wystawców i zainspirowania się. Stoiska zajmują głównie młode marki, z których większość ma swoje sklepy internetowe, jednak tylko część posiada sklepy stacjonarne czy pracownie. To kolejna zaleta targów – możliwość przymierzenia ubrań, dotknięcia materiałów albo przyjrzenia się z bliska dodatkom, wystawionym przez marki niedostępne w Gdańsku na co dzień. Jest jeszcze jeden element, którego żaden sklep internetowy, nawet z najlepszą obsługą klienta, nie może nam zapewnić – osobisty kontakt z producentami. Miałam wczoraj okazję porozmawiać z dziewczynami szyjącymi ręcznie galanterię skórzaną, o tym jak ważna jest dla nich jakość materiału i dbałość o każdy detal. Przy kilku ekspozycjach usłyszałam skąd wzięły się pomysły na taki rodzaj twórczości, a przy innych skąd czerpią pomysły, no i jeszcze to, że niektórzy z twórców na swoich stronach internetowych wystawiają tylko część tego, co wychodzi spod ich ręki (czasami jedynie 40%). To, co najciekawsze, zabierają właśnie na targi.

Thursday, October 27, 2016

Uroda - Trzy sprawdzone kosmetyki na jesień


Wraz ze zmianami temperatury, zmieniają się potrzeby skóry. I choć należę do kosmetycznych ignorantów, to wiem, że od takich prawd nie ucieknę. Wierzcie mi, jeśli chodzi o teorię dbania o skórę, jestem naprawdę do niczego. Nauczyłam się za to obserwacji – zwracania uwagę na to, co aktualnie dzieje się z moją skórą, czy mnie to cieszy czy nie i jak to ewentualnie naprawić. Stworzyłam sobie własny system – przykładowo, zamiast pamiętać o różnych kremach do twarzy kilka razy dziennie, sięgam po jeden sprawdzony, kiedy tylko czuję, że skóra jest trochę ściągnięta. Mam wtedy poczucie, że ciało dostaje to, czego rzeczywiście potrzebuje, a nie jest smarowane dla samego smarowania. Idąc dalej tym torem, przebrałam też dość kategorycznie kosmetyki, których używałam.  Mało to chwalebne, ale potrzebowałam trochę czasu, żeby zrozumieć, że skoro kosmetyk jest i ma nawet konkretne przeznaczenie, a ja go posiadam, wcale nie oznacza, że powinnam go używać. Tak udało mi się znaleźć kilka produktów naprawdę dobroczynnych dla mojej skóry, a dzisiaj chcę Wam przedstawić trzy z tych, którymi ją ratuję, kiedy jesienne przesilenie bardzo stara się jej dokopać.

The needs of our skins change, as the temperatures outside decrease. As much as I would like to remain such a cosmetics ignorant as I am now, I cannot get away from this kind of truths. Trust me, I really suck when it comes to the theory of beauty routines. However, I learnt to observe. I mean paying attention to what goes on with my skin, whether I like it or not and, eventually, how to fix it. I worked out my own system; instead of using a few kinds of face creams three times a day, I found one that really works for me and I use it when I feel my skin gets dry or pinched. Then I feel the skincare I provide my body with is what my skin really needs instead of putting creams and balms just for putting itself. Eventually, I categorically dealt with the tons of cosmetics I used. I know I should feel ashamed typing this sentence, however, it took some time to make me understand that the fact I posses some skincare product and it even has a concrete dedication doesn’t mean I need to/should use it. Living with this thought in mind, I managed to select some products that I find really beneficial for my skin and today I’d love to introduce you three of those that I use to rescue my body when autumn solstice really tries to kick my ass; sugar crystal  peeling with cupuacu butter from Ziaja, Swederm Hud Salva intensive moisturizing cream for all the skin irritations and regenerating hand and nails serum from Tołpa. 

Wednesday, October 19, 2016

Autumn Vibes - Coolawoola



Kiedyś przechodziłam bardzo niepokojącą fazę – moim celem była szafa wypełniona sezonowymi hitami z H&M’u i masą ciuchów z sieciówek, jakie nosiła większość dziewczyn na ulicach. W końcu jak wszyscy, to wszyscy! Mało tego, wizualizowałam to sobie jako moją wymarzoną garderobę – kiepskiej jakości ubrania i sztuczne świecidełka, które wtedy wydawały mi się unikatowe (teraz trochę się wzdrygnęłam pisząc to zdanie). Stopniowo zaczęłam wychodzić z tego niepokojącego stanu i znajdować rzeczy oryginalne, piękne, z naturalnych materiałów, zrobione w Polsce. To nie znaczy, że zrezygnowałam z białych t-shirtów z H&M – to duży komfort wejść do sklepu i chwycić wieszak z koszulką, której nie trzeba ani mierzyć, ani zastanawiać się nad jej zakupem, bo to czwarta sztuka tego samego modelu kupiona w ciągu dwóch lat, która jest nam zwyczajnie potrzebna. Znaczy to mniej więcej tyle, że moje priorytety i ubraniowe wizje uległy poważnym zmianom, a pojęcia „oryginalny”, „wygodny”, „uniwersalny” i „wart swojej ceny” zostały zupełnie przedefiniowane.

Tuesday, October 04, 2016

Blush Places - W Starym Kadrze , Gdansk


Jakiś czas temu wpadłam na pomysł, żeby zacząć nowy cykl. Ma składać się z postów o wyjątkowych miejscach głównie w Trójmieście i okolicach - takich „moich” punktach, które poleciłabym każdemu, gdzie nieprzerwanie wracam lub właśnie je odkryłam i się zakochałam. Kiedy już zdecydowałam się na pierwszy wpis wiedziałam, że W Starym Kadrze powinno być jego tematem.
Do Starego Kadru zabrał mnie wiosną kolega. I chociaż mieszkam w Gdańsku od dawna, to w Kawiarni Filmowej nie byłam do tamtej pory. Słyszałam o niej jedynie w kategorii kin na Starym Mieście. Teraz zaczynam traktować to miejsce jak „moje”, bo będąc na starówce odruchowo się tam kieruję, a kiedy któryś ze znajomych jadących do Gdańska pyta gdzie zjeść coś dobrego, zawsze kończę wymienianie zdaniem: „idźcie na ciasto miodowe do Starego Kadru”.


It’s been a while since I’ve figured out that I’d love to start a new series of posts on the blog - “Blush Places”. These should be short articles about my favorite spots in Tricity mainly (but not only), the places I love and visit regularly or just discovered and fell in love hopelessly. When I finally decided to create the first post, I knew it should be about a coffee shop I adore – W Starym Kadrze in Gdańsk.
I know this place thanks to the friend of mine who showed me Stary Kadr last spring. Although I’ve been living in Gdańsk since I was sixteen, I never visited this particular coffee shop before. I only heard about it in a category of cinemas of the old town. Now, I start to find this place my place. Every time I wander to the area of the city center I head there automatically and recommend it to all the friends who travel to Gdańsk and ask for help with finding a right place to dine or relax.

Friday, September 23, 2016

The Dress - Kwietna.pl


Znalazłam idealną sukienkę! Wieczorową (chociaż pewnie nie raz założę ją do trampek), czarną, koronkową, prześliczną! Jest delikatna, ale wyrazista. Oprócz samej sukienki zachwycił mnie też sposób, w jaki ją kupiłam. Jakiś czas temu koleżanka powiedziała mi o sklepie online, będącym w rzeczywistości lumpeksem, jednak z odzieżą starannie wyselekcjonowaną, o często unikatowych krojach. Mowa o Kwietna.pl.

I found a perfect dress! An evening one (though I sense I’m gonna wear it a lot with the trainers), lace, gorgeous! It’s delicate and very distinctive at the same time. Besides the dress itself, I also love the way I began its owner. Some time ago a friend of mine recommended me an online second-hand store where the clothes are shipshape selected and you can often find some unique models. The store I mean is Kwietna.pl.
Since that time I have visited the site regularly, however, I wasn’t sure enough if I wanted to purchase any item or not; I couldn’t try it on, check its condition or even touch and feel if I liked the material. And then this beauty stepped on my way.

Friday, September 16, 2016

A place to rest - Jastarnia


Zdjęcia z Jastarni czekały na publikację od lipca. Kiedy w końcu zabrałam się za ich obróbkę, postanowiłam, że półwysep zasługuje jednak na kilka słów więcej, niż planowałam początkowo.
Nie wiem z czego to wynika, ale nigdy nie byłam największą fanką morza. Wolałam zmęczyć się w górach, niż leżeć plackiem na cudem wywalczonym metrze kwadratowym piasku, okupionym dzikim sprintem po plaży i szczelnie obstawionym parawanem (żeby jednym!). Mniej więcej tak to widziałam.
Po drugim roku studiów przez miesiąc pracowałam w Jastarni, szczęśliwie we wrześniu, a nie w pełni sezonu. Okolica już się wyludniała, pogoda była jeszcze mocno sprzyjająca, a ja zaczęłam zauważać, że spacer pustą plażą albo oglądanie puszczania lampionów może być całkiem przyjemne. Tak odkryłam, że jednak mam jedno miejsce nad morzem, gdzie zamiast irytować się tłumami i zastanawiać dlaczego ludzie w ogóle tam jeżdżą, ładuję akumulatory i tak totalnie po babciowemu odpoczywam. Ostatnio byłam tam w lipcu, jednak ciągle uważam, że wrzesień to najlepszy czas na takie podładowanie, dlatego czuję się usprawiedliwiona, że publikuję zdjęcia z dwumiesięcznym opóźnieniem. Powiedzmy, że taki był plan.

Photos from my one-day road trip to Jastarnia had been waiting to be posted since July. When I finally initiated editing, it hit me that this topic deserves a few more words than I originally planned.
I kind of have no idea how it’s started but I’ve never been a sea person. I really enjoyed sweating up when hiking in the mountains a lot more than lying idle on the piece of sand I had to fight for. After my second year of university, I got a summer job in Jastarnia. Luckily for me, it was in September and just for one month. The beaches were getting emptier and emptier with every weekend and the weather kept being really favorable to me. Eventually, I stated the walk through the beach or watching the paper lanterns during sunset could be quite pleasant. This is the story that tells how I discovered there is a place by the sea that doesn’t make me wonder what is the reason why people consciously travel there but actually makes me rest a lot (in typical grandma style). The last time I visited Jastarnia was in July, however, I still strongly believe September is a perfect time for this kind of trip, so, I find myself excused for posting these pictures with a two months delay. Let’s say it was the plan from the beginning. 

Friday, September 09, 2016

Look of the day - Neutral


Skoro ciężko mi przypomnieć sobie, kiedy ostatnio pisałam coś stricte o ubraniach, a wpadło mi w ręce kilka zdjęć z Jarmarku Dominikańskiego, uznałam że to może być okazja, żeby wrócić na ubraniowe tory. Dziś rozkładam strój na czynniki pierwsze.

Since it’s hard for me to figure out when was the last time I wrote something that strictly concerned clothes, I stated it’s not a bad idea to use some pics that were taken during St. Dominic’s fair in Gdańsk a few weeks ago and show you my favorite summer pieces. So, here it is.

Sunday, August 28, 2016

Places to see in London - Borough Market


To był piękny przypadek. Stojąc na stacji w Redhill, czekaliśmy na pociąg do Victoria Station, ale wcześniej przyjechał taki do London Bridge. To wsiedliśmy. Na miejscu mieliśmy iść na most, ale zupełnym przypadkiem trafiliśmy na targ. To postanowiliśmy się rozejrzeć. Jak się później okazało, byliśmy już na Borough Market.
Pisałam Wam już (tutaj), że ostatni wyjazd do Londynu był nawet rozplanowany. Pisałam też, że nasze elastyczne podejście raczej biło na głowę to moje nowe, uporządkowane wcielenie, dzięki czemu trafiliśmy w kilka miejsc, których pierwotna wersja planu nie uwzględniała. A Borough Market był najprzyjemniejszym przypadkowym punktem tego wyjazdu.


That was a beautiful coincidence. Standing on a railway station in Redhill, we awaited the train heading to Victoria Station but the one to London Bridge came earlier. So we got on. After we arrived, the plan was to walk toward the bridge. Somehow, we found ourselves in the middle of the market. So we looked around. As it turned out later, we already was at the Borough Market. 
I already told you (here) the latest trip to London was pretty planned. I also told you that my new organized attitude got beaten up by the elastic mode I introduced. And that was how we visited some places the first version of the plan did not include. I have to say Borough Market was definitely the most pleasant coincidental part of those days.


Sunday, August 07, 2016

"Slow business" - wywiad z Magoku, cz. II


Biżuteria, która łączy w sobie kontrasty, pasja przeniesiona w przedmioty i konsekwencja w dążeniu do celu – pierwsza część wywiadu z Magdą (tutaj) pobiła na blogu wszelkie rekordy.
Na czym polega wyjątkowość magokowych projektów i jak wygląda proces ich tworzenia? Czym tak naprawdę jest i co oznacza slow business? Twórczyni Magoku opowiada o kreatywności, oryginalności, świadomości konsumentów i tym,co sprawia, że ceramika to materiał niezwykły. Zapraszam na drugą część wywiadu!

Wednesday, August 03, 2016

For the foodies - Mascarpone & Blueberries Brownie


Ciasto to taka prosta przyjemność. I nie mówię o jedzeniu. Pieczenie ciasta to taka zwykła przyjemność. Przez lata wydawało mi się, że to czynność zarezerwowana dla mamy i babci (może dlatego, że obie są w tym genialne), w dodatku trudna i skomplikowana. Aż w trzeciej klasie podstawówki, w podręczniku, gdzie nadal było więcej obrazków, niż tekstu, znalazłam piosenkę z przepisem przerobionym na zwrotki. Moja siostra i ja wzięłyśmy ją zupełnie na poważnie, po czym zdemolowałyśmy kuchnię i zdążyłyśmy pobiec po pomoc do każdego w domu, ale ciasto wyszło i nawet dało się je zjeść. I nie powiem, że od tamtej pory regularnie stoję w kuchni, ale raz na jakiś czas mam autentyczną przyjemność z pieczenia. Nie robię tego, bo muszę, mało się przejmuję czy wyjdzie (choć to zależy też od tego, kto ma je zjeść), generalnie mocno to wszystko wyciszające. I wkurza mnie, że takie zwykłe czynności umykają. Albo raczej, że umyka czas na nie. Bo przecież to tak prosto przyjemne.
Zostawiam Was z przepisem, który latem sprawdzał się u mnie najczęściej -  dla tych, dla których samo brownie to za mało.

Tuesday, July 19, 2016

Places to see in London - British Museum



Liczba folderów ze zdjęciami, które chcę Wam pokazać i długość listy postów, jakie zamierzam opublikować, od jakiegoś czasu rosły powoli, acz systematycznie. Taaa, zaczęłam się już zastanawiać czy w ogóle się do tego zabiorę. Szczęśliwie za oknem leje (to zawsze trochę pomaga mi się skupić), w słuchawkach nareszcie mam odpowiednią muzykę (nie ma nic gorszego, niż ten stan kiedy żaden kawałek mi nie podchodzi), a ja w końcu, mówiąc bezpośrednio, przykleiłam tyłek do krzesła i zamiast mówić, że chcę coś zrobić, zaczęłam to robić. Tą drogą dochodzimy do pierwszej partii zdjęć z Londynu.
Jadąc tam w maju na kilka dni prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu zaplanowałam, co chcę zobaczyć (no, przynajmniej w jakimś stopniu). I co? Chwilę po przyjeździe plan uległ zmianie - pogoda przywitała nas iście po angielsku. Prosto z lotniska, z krótkim przystankiem w przechowalni bagażu, trafiliśmy do British Museum – dla mnie, estetycznego raju. Co sprawiło, że tak myślę?

Friday, July 15, 2016

"Biznes z pasją" - wywiad z Magoku, cz. I


Zacznę od historii. Jakiś czas temu trafiłam na szkolenie, z którego merytorycznie nie wyniosłam absolutnie nic, jednak prowadzący nieświadomie zmienił moje postrzeganie paru kwestii, rzucając anegdotami zahaczającymi o prowadzenie biznesu (nie, żadna z nich nie była związana z tematem szkolenia). Okazał się być kolejną osobą, od której usłyszałam,  które start-upy najdłużej utrzymują się na rynku. Kryterium była motywacja założycieli – pieniądze, chęć bycia własnym szefem albo pasja. Tak, ci, którzy zakładali swoje firmy z pasji dali radę rozwinąć je do poziomu, o jakim reszta mogła zapomnieć.  Z ekstremalnie prostej przyczyny – nie męczyli się tym, czym się zajmowali. Samorealizowanie się i satysfakcja napędzały ich działania. Tylko, że to są badania. Research, którego wyniki należało uprościć i przedstawić w jak najmniej skomplikowanej formie. Jak to wygląda naprawdę? Co jest potrzebne, aby pasję przekuć w biznes? Z czym wiąże się taki skok na głęboką wodę? Czy warto?

Mam nadzieję, że tego właśnie dowiecie się z pierwszej części wywiadu z Magdą – założycielką Magoku, projektantką oryginalnej, ceramicznej biżuterii i moją osobistą inspiracją, która zdecydowała się podjąć ryzyko i wystartować z własnym biznesem. Co ją przekonało, jak wyglądał cały proces i jakie są efekty? Zobaczcie sami. 

Tuesday, May 24, 2016

Velvet choker


Przyznaję się, że trochę zwariowałam na punkcie czarnej aksamitki. Początkowo szukałam wąskiego, czarnego szalika (wiecie, tak w stylu Chloé), a skończyłam w pasmanterii, kupując dwa kawałki tasiemki – jeden metrowy, drugi krótszy, żeby wiązać go tak, aby przylegał do szyi. Ciężko mi teraz znaleźć zestaw, do którego aksamitka nie pasuje - nawet adidasy i bluza z naszywkami mnie nie powstrzymały. Jeśli chodzi o męskie koszule, to powtarzam się bardziej, niż w przypadku swetrów, ale i tak napiszę to znowu – są doskonałe! Nic nie daje tyle swobody, co one, w dodatku wybaczają wszystko. 
Razem dały wersję ‘na dandysa’ albo trochę roztrzepaną. Którą wolisz?

I admit I got a little obsessed with this black, velvet ribbon. At the beginning, I searched for a light, narrow scarf (you know, a bit Chloé style). Eventually, I ended up in a haberdashery buying two pieces of black velvet – one a meter long and a shorter one to have it surrounded near my neck. After a few weeks it got difficult to find an outfit which cannot be spiced up with those ribbons –  even sneakers and patches sweatshirt didn't stop me. When it comes to men shirts, I do realize I recall them even more often than sweaters, however, I won’t hold myself and say it again – they’re perfect! No garment is this forgiving and gives so much freedom at the same time.
The combination of them turned out as a dandy version or a bit more nonchalant one. Which one do you prefer?

Friday, May 06, 2016

Złowroga Ostryga poleca - coś na weekend



Skoro za chwilę już weekend (no, znowu!), ten tydzień był taaaaki ciężki, a do sesji jeszcze kupa czasu i kto normalny już by się uczył, to mam dla Was coś, co sprawdziło się idealnie kiedy miałam chwilę wolnego czasu i silne postanowienie, żeby tylko nie spędzać go w żadem aktywny sposób. Krótko mówiąc: Złowroga Ostryga znowu w natarciu! I tym razem bardzo, bardzo poleca!

Since the weekend is just about to start (yes, again!), this week has been soooo rough and I still have plenty of time to commence studying for my exams, I’ve got something for you. Something that was my salvation when I happened to have some spare time and a strong resolution to spend it not actively. This time, it’s something I seriously recommend.


Sunday, April 10, 2016

Złowroga Ostryga poleca - książka na wieczór


„Kolejna książka paryżanek o paryskości” – to pomyślałam, kiedy w zeszłym roku usłyszałam o „Bądź paryżanką…” i postanowiłam wyprzeć ze świadomości fakt, że nagle wszyscy chcą być bardziej francuscy, niż Francuzi. Co się zmieniło od tego czasu? A to, że wyszła książka Garance Dore, względem której moje uczucia to już chyba miłość. Skoro jej się udało przygotować (celowo piszę przygotować, bo „napisanie” książki, gdzie cytaty i zdjęcia pełnią rolę równie istotną, jak teksty autorki, to określenie zarówno niepełne, jak i trochę na wyrost) książkę przemawiającą do tysięcy kobiet, prostą w przekazie, momentami dobitną (w najpozytywniejszym ze znaczeń), to może pora zrewidować poglądy i dać szansę też kolejnej? W związku z tym, widząc ją w Empiku, rączka sama powędrowała w jej kierunku (tym bardziej, że zdążyłam poczytać kilka opinii – od ekstremalnie pochlebnych, po te, że „’paryżanka’ nie zachwyca” i bardzo chciałam sama przekonać się o co chodzi). I co się okazało?