Strony

Sunday, August 07, 2016

"Slow business" - wywiad z Magoku, cz. II


Biżuteria, która łączy w sobie kontrasty, pasja przeniesiona w przedmioty i konsekwencja w dążeniu do celu – pierwsza część wywiadu z Magdą (tutaj) pobiła na blogu wszelkie rekordy.
Na czym polega wyjątkowość magokowych projektów i jak wygląda proces ich tworzenia? Czym tak naprawdę jest i co oznacza slow business? Twórczyni Magoku opowiada o kreatywności, oryginalności, świadomości konsumentów i tym,co sprawia, że ceramika to materiał niezwykły. Zapraszam na drugą część wywiadu!





Zapytam Cię teraz o pomysły. Skąd je bierzesz?        

Najczęściej z głowy, ale też z inspiracji, a bardzo często z rozmów z odbiorcami tego, co robię. Większości swoich pomysłów ciągle jeszcze nie wykorzystałam. Myślę, że zrealizowałam może 1/100, a ciągle przychodzą nowe. Zauważyłam, że kiedy mam pozytywny feedback od ludzi, to pomysły przychodzą jeden za drugim. Na przykład ostatnio, widziałam niekłamaną radość mojej klientki, która miała autentyczny problem, żeby wybrać jedną rzecz, która podobała się jej najbardziej. Wszystko do niej mówiło. Ten entuzjazm sprawił, że miałam tak pozytywny strzał energii, że nowe pomysły przychodziły mi do głowy nieprzerwanie, chyba przez cztery godziny.

Zapisujesz je?

Jasne. Mam cztery zeszyty, segregator i jeden notes zawsze przy sobie. Czasem spisuję pomysły przez kilka godzin (patrz wyżej). Zapisuję dosłownie wszystko: pomysły na zdjęcia, posty, nowe produkty, współpracę z innymi. Obecnie dużo czasu zajmuje mi projektowanie prototypów ekspozytorów do mojej biżuterii, przygotowanie sesji zdjęciowej i nareszcie strony internetowej. Kilka projektów realizuję też w kooperacji z innymi. Lubię networking, współpracę, która przemawia do mnie silniej, niż rywalizacja. Każdy pomysł musi trafić na swój czas. Nie da się wszystkiego i od razu. Czasami te pomysły po prostu muszą dojrzeć. To może trwać nawet rok. Oprócz tego, że realizuję nowe pomysły, to często też te starsze ewoluują, jak bransoletki, które teraz wyglądają zupełnie inaczej, niż kiedy zaczynałam je robić.



Inspirujesz się podobną twórczością?

Hm, mam raczej ambiwalentny stosunek do oglądania tego, co robią inni. Staram się nie robić tego za dużo.

Żeby się nie sugerować?

Tak. Nie lubię za dużo oglądać, żeby nie wpłynęło to na mój stosunek do ceramiki. Nie interesuje mnie kopiowanie i odtwarzanie, wolę twórczo przerabiać. Zwracam uwagę na to, żeby pogłębiać swoją wiedzę, czytam, oglądam, pytam, ale lubię też eksperymentować i robić rzeczy po swojemu.

Jeśli chodzi o ceramiczną biżuterię, myślisz, że to już styl sam w sobie czy raczej dopiero w jej ramach można wyodrębnić węższe kategorie?

Samo sformułowanie ‘biżuteria ceramiczna’ to taki termin old-fashioned. Większości kojarzy się z czymś przyciężkim, nienowoczesnym. Czasami klientki mówią, że są zaskoczone jak lekkie jest to, co tworzę. Uwielbiam określenie ‘modern classic’ i tym dla mnie jest biżuteria Magoku. Jest w pewien sposób określona, przez samo tworzywo, ale ja staram się nadać jej jak najwięcej lekkości. Szczególnie teraz, kiedy zaczęłam bawić się z papierową gliną, moim najnowszym odkryciem. To glina wymieszana z papierem, który potem się spala, a ona pozostaje lżejsza i trwalsza.




Nigdy nie robisz takich samych zestawów biżuterii.

Nie interesuje mnie powtarzalność. Mogłabym zrobić 10 takich samych rzeczy, ale nie chcę. Zawsze czymś się różnią, choćby jedną ceramką (czyli po magokowemu: zawieszką ceramiczną). Klientkom się to podoba, bo wiedzą, że będą miały coś swojego, zupełnie unikatowego. Najbardziej lubię, gdy wiem jakie kolory podobają się odbiorcy i w tych ramach działam. Zdarza się też, że robię coś, czego sama bym nie założyła, ale wiem, że jest osoba, której się to spodoba. Ja po prostu będę się świetnie bawiła wykonując ten przedmiot.

A nosisz inną biżuterię?

Nie, już prawie w ogóle nie noszę biżuterii. Kiedyś uwielbiałam swoje kolczyki, potem bransoletki. Teraz na co dzień noszę może jedną, skromną z pojedynczą ceramką. Zauważyłam, że im więcej biżuterii robię i im bardziej się tym otaczam w pracy, tym mniej zakładam na co dzień. Szewc bez butów chodzi.

Albo po prostu zachowujesz balans. Tak jak projektanci, którzy ubierają się całe życie na czarno.

Może rzeczywiście. Tych bodźców, kolorystyki jest tak dużo, że obcując z tym każdego dnia, później tego nie potrzebuję. To i tak część mnie. Za to nadal mam dreszcz emocji, kiedy wyjmuję stojaki z pieca i patrzę co wychodzi. To nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Dla mnie to jak Boże Narodzenie albo otwarcie pudełka z cukierkami.




A jak wyglądają poszczególne etapy tej pracy?

Zaczyna się od pracy z mokrą gliną – wycinanie, formowanie, tworzenie wzorów. Potem musisz zabezpieczyć daną rzecz przed schnięciem, żeby się nie wybrzuszyła. Schnięcie może trwać nawet kilka dni. Potem staranne szlifowanie każdego elementu i pierwszy wypał, na tak zwany biskwit – to taka nieposzkliwiona glina. Wypał robi się w specjalnym piecu, w 900 stopniach (ciągle zdarzają mi się pytania czy wypalam elementy w kuchennym piekarniku). Następne jest szkliwienie, czyli kolorowanie. Szkliwa podczas nakładania nie mają takiego koloru, jak po wypaleniu, zazwyczaj są jasnoszare. Końcowy efekt widać dopiero po drugim wypaleniu w piecu. Są szkliwa mniej lub bardziej przewidywalne, łatwiejsze i trudniejsze w nakładaniu. To zdecydowanie mój ulubiony etap. Później trzeba wszystko ułożyć w piecu tak, żeby nic się nie dotykało. Temperatury wypału zaczynają się od 1020, a dochodzą do 1280 stopni. Biskwit nie sklei się, ale poszkliwiona glina już owszem. I czasem wyjmując wypał z pieca okazuje się, że z dwóch elementów zrobił się jeden. W dużych pracowniach ceramicznych wypał robi się co chwilę. Ja robię jeden na biskwit i jeden na szkliwo w miesiącu, bo inaczej nie jest to opłacalne. To slow business. Dlatego to wszystko jest tak rozciągnięte w czasie.





Klientki to rozumieją?

Tak. Cieszy mnie, że widzę, iż rośnie świadomość wśród odbiorców. Klientki widzą w tym wartość i są skłonne czekać i zapłacić za coś wyjątkowego. Wiedzą, że jest to robione z pasją, a nie na akord. Niestety zalew chińszczyzny popsuł podejście niektórych ludzi, którzy teraz nie rozumieją, że praca kosztuje i zabiera czas. A dając tyle energii, trzeba to robić w ten sposób. Dlatego cieszę się, że moi odbiorcy to rozumieją.

A widzisz jakieś cechy, które rozwinęły się u Ciebie podczas tworzenia Magoku?

Na pewno cierpliwość. Tym, co dało mi Magoku jest też oswajanie się z poczuciem straty. Tutaj możesz utracić element na każdym etapie pracy – rzecz może pęknąć podczas szlifowania, źle się poszkliwić, skleić w piecu, upaść. Czasem niszczą się te najładniejsze elementy. Obrabiając każdy z nich muszę się z tym liczyć.

Czyli ceramika jest dość kapryśna.

To jest też to, co  mnie w niej fascynuje – jest nie do końca przewidywalna. Czasem możesz położyć to samo szkliwo na tę samą glinę, a i tak uzyskasz inny efekt. Po drugie, to połączenie ziemi, wody i ognia. Łączy kontrasty. Bierzesz coś nietrwałego, jak ziemia, musisz mieć wodę, żeby ją połączyć i poddajesz ogniu, żeby utrwalić. Po trzecie, wypalona glina jest jednocześnie trwała i nietrwała – wytrzyma lata, ale ciągle zachowuje ten element kruchości, można ją przecież zniszczyć.





A jakie są Twoje dalsze plany?


Na przykład kafelki. Mam mnóstwo pomysłów na wzornictwo i już się do tego przymierzam. Bardzo interesuje mnie robienie mozaik. Ale do tego trzeba się nauczyć robić kafelki. No i wypały raku – to specjalna, japońska technika wypału w otwartym piecu. Najfajniejsze w niej jest to, że w trakcie wrzuca się do środka różne organiczne elementy – trawę, zboża, co ci przyjdzie do głowy. I to się stapia. A tam już nie ma możliwości, żeby wyszły dwa takie same elementy. I ja wiem, że będę to kiedyś robić.



No comments:

Post a Comment