Strony

Saturday, November 12, 2016

For the foodies: Tarta z kamelizowanymi jablkami, żurawiną i solonym karmelem


Jesień momentami postanawia mi dokopać (no wiem, jak każdemu) i wzbudza podejście w stylu: dzisiaj chyba nie jest mój dzień. Albo tydzień. Dokładnie tak, jak teraz. Dziś nie bardzo wyszło mi bieganie, średnio idzie mi pisanie, skupienie uwagi zdaje się graniczyć z cudem. Dobrze wychodzi mi spanie i przesłuchiwanie starych playlist (przy okazji, playlisty niedługo wrócą na bloga – za dużo odkrywam świetnych kawałków, żeby się nimi nie podzielić). Ogólnie, ku uciesze bardzo wrażliwych na dźwięk sąsiadów (podejrzewam, że również przechodniów), dziś zajmuję się testowaniem wytrzymałości głośników i planowaniem czym zajmę się, kiedy przestanie mi  się nie chcieć. A żeby nie spędzić całego dnia kiwając głową w rytm (head banging to dziś moja ulubiona aktywność) i bronić się przed stwierdzeniem, że jedyną produktywną rzeczą, jaką dziś zrobiłam, było ugotowanie kompotu, postanowiłam przygotować jedzeniowy post, z którego tak troszkę, troszkę jestem dumna, z jednej prostej przyczyny – to pierwszy mój przepis, tak od początku do końca.

Odkąd pamiętam, patrzyłam jak moja Mama kręci się po kuchni i dodaje do siebie jakieś przypadkowe składniki. Ja uważałam takie zachowanie za graniczące z szaleństwem. Jakby tego było mało, moja siostra jako dwunastolatka w kuchni radziła sobie całkiem nieźle, a od Dziadka słyszałam, że „twoja Mama piekła torty, kiedy miała czternaście lat”. Ja wtedy paliłam jajecznicę (tak, dosłownie). 


Wiem, że z kuchnią jest różnie. Moja koleżanka w liceum potrafiła piec ciasta tak dobre, że kupowały je kawiarnie. Moja siostra przestawiła się na fit kuchnię i momentami naprawdę jestem pełna podziwu, widząc, że szukanie alternatywnych składników albo samodzielne robienie mleka kokosowego, to nie tylko mgliste mity z  internetu. Niektórzy zawsze będą woleli trzymać się od kuchni z daleka, niektórzy przygotują coś z rozsądku, ale bez przekonania, a jeszcze inni, przykładowo idąc na studia, odcięci od domowych obiadów codziennie o 15.00, stwierdzą, że coś jednak w tym gotowaniu jest.  I ja chyba najbardziej pasuję do tych ostatnich.

Idąc do liceum, wybrałam szkołę w Gdańsku, więc już wtedy nie mieszkałam w domu, ale dopiero od początku studiów mieszkałam sama. Po okresie używania kuchni jedynie do zrobienia herbaty, a następnie długim związku z sosem słodko – kwaśnym ze słoika (darzymy się miłością do dziś), stopniowo zaczynałam stwierdzać, że spędzanie czasu na gotowaniu, to niekoniecznie to samo, co marnowanie czasu na gotowaniu. Uwielbiam prawie wszystko, co słodkie, dlatego, kiedy przyszło do pierwszych kulinarnych wyczynów, ciasta same się narzuciły. Nawet wychodziły, a wiadomo, że nic tak nie motywuje jak sukces, więc piekłam co raz częściej. Jeśli chodzi o bardziej wytrawne dziedziny, to długo zaliczałam głównie fazy dymu w całym mieszkaniu.  

Szczęśliwie, to było cztery lata temu. Dzisiaj naprawdę to lubię. Nie gotuję codziennie i nie wyczyniam niewiadomo jakich cudów w kuchni, ale sprawia mi to autentyczną przyjemność i daje trochę satysfakcji. No i można się pobawić. Ta dzisiejsza tarta jest na to najlepszym przykładem. Jest efektem kilku eksperymentów, porównywania i łączenia przepisów, testowania proporcji i paru prób. Receptura na spód powstała z połączenia dwóch przepisów na kruche ciasto (jeden z nich wrzucę też kiedyś w oryginalnej wersji, bo jest po prostu idealny do wielkiej blachy kruchego ciasta z owocami i domowym lukrem). Karmelizowane jabłka po raz pierwszy robiłam w tym roku do chia pudding, ale stwierdziłam, że będą pasowały też do ciasta czy naleśników. Były dość kwaśne, więc słodka żurawina miała zrównoważyć smak, a solony karmel wykończyć całość (poza tym uwielbiam go na ciastach, szczególnie na blondie). Całość jest prosta, szybka (najwięcej czasu zajęło mi obfotografowanie całego procesu) i mocno jesienna – jabłka i karmel tak mi się kojarzą. Zostawiam Was z przepisem i mam nadzieję, że parę chwil w kuchni będzie dla Was tak samo przyjemne, jak bywa dla mnie.


Mały update: tekst zaczęłam pisać w czwartek, kiedy rzeczywiście nic mi się nie chciało. Wczoraj ruszyłam tyłek, przebiegłam w Gdyni Bieg Niepodległości i trochę (no dobra, trochę bardzo) zmieniłam podejście. Na jakieś znacznie mniej malkontenckie ;) 


Ciasto / Tart dough:
300g mąki (a po mojemu: jeden duży kubek i trochę)/ 300g of flour
160g masła (3/4 kostki) / 180g of butter
pół szklanki cukru / half of glass of sugar
1 jajko / 1 egg

Farsz / Top:
3 średnie jabłka / 3 middle sized apples
garść żurawiny / cranberries
2 – 3 łyżki masła / 2 – 3 spoons of butter
1 łyżka miodu / 1 spoon of honey
pół łyżeczki cynamonu / half of a spoon of cinammon
pół szklanki wody / half of a glass of water

Solony karmel / Salted caramel:
4 łyżki cukru / 4 spoons of sugar
8 łyżek śmietany 30% / 8 spoons of 30% cream
2 łyżki masła / 2 spoons of butter
pół łyżeczki soli lub soli morskiej / half of a spoon of salt
pół szklanki wody / half of a glass of water


Połącz mąkę, jajko i cukier, a następnie po kawałku dodaj masło i ugnieć całość na gładką masę. Ciastem równomiernie wyłóż formę i nakłuj widelcem. Odstaw do lodówki, żeby stężało. Ja, w zależności od tego, ile mam czasu, trzymam je tam od ok. 20 minut, nawet do godziny. Teraz najważniejsze. Przez jakiś czas myślałam, że ponakłuwanie tarty wystarczy, żeby nie wybrzuszała się podczas pieczenia. Otóż nie. Za każdym razem ścianki obsuwały się, tworząc balon na środku formy, a ja głowiłam się, jak to odwrócić. Niezawodny jest sposób z położeniem papieru do pieczenia na ciasto i wysypania na niego grochu (najlepiej tak z gestem, u mnie to minimum pół półkilogramowej paczki) albo kaszy. Piekarnik nagrzej do 180 stopni i wstaw spód na 30 minut.

Jabłka obierz, pokrój w połówki, a następnie plastry i razem z żurawiną wrzuć na patelnię z rozgrzanym wcześniej masłem. Dodaj miód, cynamon, opcjonalnie inne przyprawy i na małym ogniu smaż, aż się zarumienią. Dolej wodę i czekaj, aż wyparuje, a smaki się przejdą. Tak przygotowany farsz dodaj do spodu najpóźniej w połowie pieczenia – przez 15 minut jabłka zdążą się podpiec i połączyć ze spodem, a ciasto zdąży nabrać kruchości na początku. 


Solony karmel: w garnku rozpuść cukier, aż będzie brązowy, a następnie dodaj wodę. Powstanie strasznie twarda masa, którą należy spokojnie mieszać, aż całkowicie się rozpuści. (Ja strasznie spanikowałam, kiedy na tym etapie w garnku powstał prawie kamień, ale okazało się, że to etap przejściowy.) Następnie dodaj śmietanę, wymieszaj wszystko do połączenia, a na koniec dodaj masło i sól. Ja od pewnego momentu dodaję sól etapami, po szczypcie i smakuję, jaki efekt mi odpowiada – do bardzo słodkiej bazy, karmel może być nieco bardziej słony, jednak łatwo przesadzić. Odstaw go na chwilę, aż przestygnie i polej owoce.
Całość odstaw do ostygnięcia i przeniknięcia się smaków.


Smacznego! 


10 comments:

  1. Wygląda obłędnie i pewnie podobnie smakuje. Nie lubię piec i gotować, ale chyba mnie namówiłaś na małe, kuchenne eksperymenty ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Świetnie! Cieszę się! :D To naprawdę może być niezła zabawa, no i super, że udało mi się Cię namówić ❤️

      Delete
  2. Wygląda na ZDECYDOWANIE za słodką dla mnie :) Jednak zostanę przy serniku - chociaż prezentuje się pięknie <3

    ReplyDelete
    Replies
    1. Właśnie sęk w tym, że ona głównie tak wygląda :) W cieście jest mało cukru, w smaku jest bardziej maślane, niż słodkie, do owoców dodaję tylko łyżeczkę miodu, a karmel jest delikatnie słony, także słodycz to tylko pozory :D A jeśli chodzi o serniki, to czuję, że powoli dojrzewam, żeby sernik Oreo był kolejnym eksperymentem :)

      Delete
  3. O matko, połączenie jabłek ze słonym karmelem musi być czymś strasznie pysznym. Sernik z solonym karmelem i orzeszkami ubóstwiam, ta tarta też musi być genialna. A przy okazji super prosta - takie lubię najbardziej! :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jest mega prosta :) Wychodzę z założenia, że często proste rozwiązania sa najlepsze. A ten sernik, który wspomniałaś brzmi bombowo ❤️

      Delete
  4. Bardzo fajny wpis. Chętnie skorzystam z Twojego przepisu "kiedy już przestanie mi się nie chcieć":)

    http://www.mylittleplanet15.blogspot.com

    ReplyDelete
    Replies
    1. Haha :) Super! Mam nadzieję, że będzie Ci smakowało. I że szybko przestanie Ci się nie chcieć :)

      Delete
  5. Woow jak to wygląda... Moja dzisiejszy strucel z jabłkami się kryje :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Haha, dzięki za miłe słowa :) A strucla na pewno jest rewelacyjna :)

      Delete