Strony

Monday, December 28, 2015

Style essentials #1


I admit, black turtleneck has become my favourite garment recently. It doesn’t really matter if you need something elegant, casual or just a background for some more challenging pieces, turtleneck will not disappoint you. There’s not many clothes as universal and chic at the same time. And black turtleneck seems very chic to me… What do you think of this combination?

Czarny golf to najprostsze, a jednocześnie meeeega szykowne rozwiązanie. Niezależnie od tego czy potrzebujesz czegoś eleganckiego, codziennego czy po prostu dobrego tła dla innych ubrań, wierz mi, że golf się sprawdzi. Co myślicie o takim połączeniu? 

Tuesday, December 22, 2015

Table setting - Christmas Edition


So, we have that Christmas tradition. On December 25th, the whole family comes to visit and stays for dinner. Each year, my sister and try to prepare something special to make the table setting look extraordinary. I remember two years ago, we baked plenty of gingerbreads, decorated it lavishly and wrote names on them. We used frosting and fluid chocolate. And belive me when I say that writing a ten letters name on a hedgehog-shaped gingerbread wasn’t as easy as we originally assumed. Eventually, last year we decided to find something less absorbing but still good-looking. And we found this. A Christmas tree folded napkins. Much easier to do than a napkin swan, pleasent for the eyes. Try it yoursefl!


Mamy taką tradycję, że 25 grudnia zjeżdża się do nas część rodziny. Jakieś 25 osób. Każdego roku moja siostra i ja próbujemy zrobić coś, co sprawi, że na stole nie będzie nudno. I wymyśliłyśmy. Dwa lata temu, zamiast karteczek z imionami, zabrałyśmy się za pisanie imion na pierniczkach. Wyobraźcie sobie pisanie lukrem, ewentualnie roztopioną czekoladą, dziesięcioliterowego imienia na pierniku w kształcie jeża. Chociaż na jeżach jeszcze nie było tak źle. Ślimaki to już było wyzwanie. Potem jeszcze ładnie je ozdobić, zawinąć w celofan i wiązać kokardki… Bo po co sobie ułatwiać ;) W każdym razie, nauczone wcześniejszą Gwiazdką, ponownie za pierniki się nie brałyśmy. W zeszłym roku stanęło na serwetkach. Tutaj jedynym problemem było zawiązaniem nitek na gałązkach świerku. Trochę zegarmistrzowskie zajęcie, ale wierzcie mi, że samo składanie to dosłownie parę minut. Choinki są znacznie łatwiejsze, niż łabędzie, zamki czy kangury, a efekt jest całkiem przyjemny dla oka. Sami spróbujcie!

Saturday, December 19, 2015

Christmas Postcards


„Jeszcze nie czuję tych Świąt”. Wiecie ile razy słyszałam to zdanie przez ostatnie tygodnie? Dziesiątki. Sama też nieraz tak pomyślałam. Piszę bez bicia. A wiem, że zdanie jest wręcz haniebne, jak na tą porę roku. Sezon świąteczny w pełni, a ja wyskakuję z jakąś herezją. Mało tego, wczoraj skończyły się zajęcia na uczelni, a ja nie chciałam z niej wychodzić. No, czysty Grinch! Trzeba przyznać, że pogoda typowa dla połowy listopada raczej nie sprzyja atmosferze Świąt, ale przecież z każdej strony jesteśmy otoczeni reklamami, hasłami i melodiami każącymi nam czuć się i zachowywać jak irlandzkie krasnale. To o co właściwie nam, heretykom, chodzi? No może właśnie o to.

Saturday, November 28, 2015

Złowroga Ostryga poleca - Skandynawskie kryminały


Coś jest na rzeczy z tą Skandynawią. Od mojej ostatniej wizyty w Szwecji minęło około 5 lat i niekoniecznie pozytywne wrażenia wszechobecnej depresji zdążyły się już trochę zatrzeć. Do dziś nie mam pojęcia z czego wynikały. Może to ta marcowa aura, może nienajlepiej dobrana grupa, może jeszcze kilka innych „może”… W każdym razie z wyjazdu zapamiętałam, że Sztokholm to jedno z absolutnie najpiękniejszych miast, jakie kiedykolwiek widziałam, że szwedzkie klimaty trochę mnie przerażały, i że za baterie do wyładowanej cyfrówki zapłaciłam w kiosku 90 złotych (nie, nie pasowały do mojego aparatu, za to do dziś leżą w szafce i przypominają mi, że może warto sprawdzić kurs walut przed wyjazdem).

W Finlandii to była inna rozmowa. Tam jechałam z ludźmi, których traktowałam , i z którymi czułam się jak z rodziną (fakt, że dwoje z nich rzeczywiście było moją rodziną mógł mieć z tym jakiś związek). Mało tego, wszyscy, których spotkaliśmy na swojej drodze robili co mogli, żebyśmy czuli się jak w domu. Wyjazd bajka, od początku do końca (mimo szoku doznanego po informacji, że kolacja rzeczywiście była z renifera i nurkowaniu w przerębli – tak, kiedy instruktor tłumaczy „zamoczcie się cali, ale bez głowy”, to ja jestem tą, która zrozumie to dokładnie na odwrót).

Norwegia jeszcze przede mną, ale odkąd fiordy są na trzecim miejscu na mojej liście miejsc do odwiedzenia, myślę, że w trochę mniej, niż bardziej oddalonej przyszłości akurat ten plan się urzeczywistni. 

Saturday, November 14, 2015

Inspiration of the week - Black&White Photography





There is something about black and white photography. Mystery, depth, lot of space for imagination when eyes are unable to perceive any color. There is some strangness in these pictures, a speck of restlessness. When being not so obvious like the colorful ones, they seem to bring the real story of gestures, emotions, ambience. They seem to be the essence of what is real with a little of that vintage charm. 


Jest w czarno - białych zdjęciach coś, co zawsze mnie uderzało, za to było niemożliwe do zdefiniowania. Trochę tego starodawnego uroku, nutka tajemniczości i jakaś ciężka do określenia głębia. Obrazy pozbawione koloru dają wyobraźni szansę na tworzenie nieskończenie wielu koncepcji i wariantów. Z drugiej strony żadne kolorowe zdjęcia nie dają wrażenia takiej przejrzystości i prostoty. Zapewniają ten tajemniczy minimalizm. 


















Images via Google Images & Pinterest

Saturday, November 07, 2015

Simple pieces only


So... If I was forced to choose one garment I can't imagine my wardrobe without, it would be a sweater. Every kind, almost every color. There's nothing better than warm wool around your body keeping you as comfy as possible. And fall seems to be the best excuse to wear them all the time. 
What's the piece your closet may not lack?

A więc... Gdybym musiała wybrać jedną część garderoby, bez której nie mogę się obyć, powiedziałabym sweter. Każdy rodzaj, prawie każdy kolor. Nie ma nic lepszego niż otulenie się ciepłą wełną, a jesień zdaje się być najlepszą wymówką, żeby nosić je na okrągło. 
A czego nie może zabraknąć w Twojej szafie?








PIERRE CARDIN Vintage Jacket
CROSS JEANS Trousers
LASOCKI Boots 
Vintage Sweater 

Sunday, November 01, 2015

Lands of narrow streets - stop 2, Wrocław



After Cracow, it was Wrocław time. The city I wasn’t able to get along with. Every time I visited, it felt awkward. Sometimes I even thought I gained some warm feelings for that place but that was never it. I assume it was the result of lack of understanding. I did not understand that city. I did realize it was beautiful. I did realize some particular districts were breathtaking and the architecture seemed extremely interesting (in a positive way). Still, I wasn’t able to feel enthusiastic about that destination.
Do you know what was the factor that convinced me eventually? Details. Spending afternoon in a cafe and sipping sangria because I will never stop loving such hidden spots, coconut brownie and three hippos from Wrocław zoo. When I found a cheap book store, my euphoria was justified. The simplest things helped me to sense that atmosphere I looked for. The details that made me feel well in general. The main square seemed more interesting, people more friendly and the city more alive. Thanks to those little factors it all stopped being strange. Wrocław is still not my favourite place in the world, although, that complete lack of understanding is past now.

Po Krakowie czas na Wrocław. Miasto, do którego długo nie mogłam się przekonać. Z każdą wizytą wydawało mi się, że nabrałam już trochę sympatii, jednak to ciągle nie było to. To wszystko wynika chyba z pewnego niezrozumienia. Nie rozumiałam tego miasta. Wiem, że jest piękne. Wiem, że Ostrów Tumski jest naprawdę niesamowity, a architektura zastanawiająca (w tym bardzo pozytywnym znaczeniu), a mimo to, jadąc tam, nie byłam w stanie obudzić w sobie większego entuzjazmu.
Wiecie co mnie przekonało? Detale. Siedzenie w Czeskim Filmie (bo knajpy w bramach starych kamienic nigdy mi się nie znudzą), kokosowe brownie w Literackiej i hipopotamy w Afrykarium (nazwałam je Stefanek, Alfred i Iwonka – wierzcie mi, że imiona do nich pasowały). Znalezienie taniej księgarni na Ruskiej oznaczało już pełnię szczęścia. Z każdym „jak ja to zawiozę do domu?” banan na twarzy był coraz wyraźniejszy. Najprostsze rzeczy, ale pozwoliły poczuć klimat. Szczegóły, które sprawiły, że na ogół patrzy się przychylniej. Nagle Rynek wydawał się znacznie bardziej interesujący niż poprzedniego dnia, ludzie przychylniejsi, a miasto wieczorem naprawdę „żywe”. Dzięki takim małym rzeczom, miejsce przestaje być obce. Wrocław ciągle nie jest moim ulubionym miejscem na świecie, ale początkowe niezrozumienie zostało już solidnie zażegnane. 























Saturday, October 24, 2015

Złowroga ostryga poleca - Three Storms






1. Of Monsters and Men - I of the Storm 

Nie mam pojęcia ile czasu zmarnowałam na siedzenie i słuchanie muzyki. Nie wiem też czy zmarnowanie to odpowiednie określenie. W każdym razie wiele rzeczy zrobiłam znacznie później niż powinnam przez to, że znalazłam nową playlistę albo najzwyczajniej w świecie, zupełnie świadomie wybierałam słuchawki na uszach. Jak dzisiaj. Ten post miał być napisany jakieś trzy godziny temu, ale co ja zrobię? Nie ma wiele przyjemniejszych rzeczy niż wsłuchiwanie się w linie melodyczne. 
Stormy Weather to jedna z tych piosenek, które nigdy się nie nudzą. Znacie to uczucie kiedy słyszy się nowy kawałek i z jednej strony nie można się od niego oderwać, a z drugiej nie chce się go przedawkować, żeby za szybko się nie znudził? Ja rzadko potrafię się powstrzymać. A ta piosenka Kooks'ów jest właśnie jedną z takich, których nie potrafię sobie odmówić mniej więcej od liceum. Za to I of the Storm i Storms odkryłam jakieś dwa tygodnie temu. Ta pierwsza jest jedną z tych, których słucha się na spokojnie, od początku do końca. Najlepiej jednocześnie oglądając wideo do niej. Podobnie z resztą płyty. Te kawałki jakimś magicznym sposobem przykuwają do siedzenia. Źle się czuję, jeśli muszę wyłączyć albo chociaż ściszyć którąś z nich przed końcem. Jeśli komuś bliskie są klimaty dobrze zrobionego indie (z każdą płytą zrobionego co raz lepiej), to to jest album właśnie dla niego. A co do wspomnianych klipów, Of Monsters and Men mieli pomysł genialny w swojej prostocie - nagrali czarno - białe lip duby do swoich piosenek (tutaj). Uwielbiam chyba każdy z nich.
A Tom? Tom jest dobry na wszystko. Tom jest w sam raz do biegania, do włączenia sobie tak po prostu, żeby coś grało i do zasypiania. Storms jest odpowiednio smutne i odpowiednio wesołe, dość szybkie, ale w sam raz, żeby się przy nim uspokoić. Toma nie można nie lubić. Płyta jest idealna na każdą porę i nastrój. 
To która z tych trzech jest dla Ciebie?


2. The Kooks - Stormy Weather 


3. Tom Odell - Storms 

Friday, October 16, 2015

Clear & Braided




Having that extremely peaceful state of mind, I wasn't very eager on creating any special outfits. When you fall asleep with a view of a working fireplace in front of you and wake up to the light clouds surrounding summits, plus spend the day on chilling and wandering, some things just come naturally and those that weren't as important as it seemed to you earlier just go away. Natural; I think it's the best expression to describe the days we spent away from home. Somehow, everything I needed was dosed to me perfectly and made my head so very pleased. 
The outfit was supposed to be 'clear'. As my mind was on those days.


Nie wiem czy to zdarza się tylko mi, ale kiedy odczuwałam głównie głęboki spokój, niektóre kwestie nie były moimi ulubionymi tematami do rozmyślań. Sprawy jakoś same się klarowały. Te mniej ważne odeszły na bok, te ważniejsze w zupełnie niewyjaśniony sposób stały się prostsze albo po prostu zdałam sobie sprawę, że wcale nie były takie ważne. Wszystko działo się naturalnie. Esencja wakacji. Cel na teraz: odtworzyć ten stan na co dzień. 










WÓLCZANKA Vintage Shirt 
ROCKS JEANS / SOLAR Trousers 
Boots via ZALANDO
STRADIVARIUS Scarf 
PANDORA Bracelet 

Tuesday, October 13, 2015

Lands of narrow streets - stop 1, Kraków



Luckily, September was a month of packed suitcases and changing trains (which means the best possibile way of spending time). Right now, when I’m laying comfortably on a couch after a splendid dinner, I’m finalny having time to write down what had actually happened.
Our travelling plans had been changing constantly. Cracow was the only sure point on our list after leaving Tatra mountains. We aimed to head to Budapest. Then changed the plan in favour of Wrocław. Then made our minds up again and decided Prague was a destination. Then headed to Wrocław eventually. The tour was planned. Narrow street had awaited us.
When travelling to places I had already known or at least visited before, what I felt was a peace of mind. First time in a city usually equalls relishig with its atmosphere and also a full schedule, especially when every corner hides a story and almost every building seems to be a landmark. In Cracow, I was done with that kind of sighseeing. This time the trip meant walking down the Old Town, observing, taking pics and wondering where to eat (georgian food on the main market was a jackpot).
I think that most phrases I could use in this moment have been already written by someone else who also fell in love with this city. I don’t think I know anyone who didn’t. City center which is always lively, dozens of climatic corners and, most importantly, so many narrow streets…

Wrzesień szczęśliwie ubiegł mi pod znakiem spakowanej walizki i ciągłych przesiadek, czyli w najlepszej możliwej formie. Siedząc teraz na kanapie po fantastycznej kolacji, jednym okiem oglądając wieczorny film, mogę w końcu opisać co i gdzie się działo.
Nasze wyjazdowe plany zmieniały się wielokrotnie. Po Tatrach miał być Kraków – jedyny pewny punkt na liście. Zaraz po nim postawiłyśmy na Budapeszt. Później jednak na Wrocław. A potem na Pragę. W końcu znowu na Wrocław. Wąskie, brukowane uliczki czekały.
Jadąc do miejsc, które znałam albo przynajmniej odwiedzałam wcześniej, czułam ogromny komfort. Pierwszy raz w danym miejscu, szczególnie takim, gdzie każdy zakamarek kryje historię, a zabytki stoją dosłownie jeden na drugim, zazwyczaj oznacza zachłyśnięcie się jego klimatem, atmosferą, a najczęściej też napiętym planem zwiedzania. W Krakowie miałam to już za sobą. Tym razem czekały mnie dwa dni spacerowania ulicami Starego Miasta, obserwowania, robienia zdjęć (chyba dorównałam japońskim turystom) i obmyślania ‘gdzie dzisiaj iść na obiad’ (będąc na rynku nie omijajcie Gruzińskiego Chaczapuri – nie jest odpowiednie dla tych, którzy unikają glutenu czy węglowodanów, ale ci, którzy cenią sobie dobre jedzenie odnajdą się).
Czego bym teraz nie napisała, i tak mam wrażenie, że ktoś już wcześniej powiedział o Krakowie coś podobnego. Głównie dlatego, że nie znam nikogo, kto by się w nim nie zakochał. Wiecznie żywy rynek, klimatyczna mieszanka i, co najważniejsze, dziesiątki wąskich uliczek…